piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 1



            
I jest pierwszy rozdział mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu ;) osobiście uważam, że jest dość nudny, ale zapewniam wam, że kolejny będzie ciekawszy. Do poniedziałku powinien się ukazać na blogu. Do zobaczenia ;)



***


- Peron 9 i 3/4, to tu wszystko się zaczęło. – powiedziała w duchu Hermiona patrząc na słynną (w świecie magii) barierkę. Gdy wróciła do domu po Bitwie o Hogwart nie spotykała się ani z Ronem, ani z Harrym. Bardzo za nimi tęskniła i już nie mogła się doczekać aż wskoczy w uściski przyjaciół – zwłaszcza rudowłosego. Odkąd się pocałowali ciągle o nim myśli, razem uznali, że nie powinni się wiązać od razu po wojnie, szczególnie przez śmierć Freda – jego brata. Cała ich rodzina strasznie to przeżyła.  Dziewczyna miała nadzieję, że Ron pogodził się z śmiercią brata. Oczywiście sama to przeżywała i nadal gdy pomyśli o duecie George&Fred jej oczy zaczynają się szklić. Jednak w wakacje uświadomiła sobie, że bardzo kocha Rona i chce z nim być, a wiedziała, że gdy nadal będzie w traumie nie będzie mogła tego zrobić.
Spojrzała w tył. Stał tam jej tata uśmiechając się do niej. Odwzajemniła uśmiech po czym spojrzała na mamę, która też miała wykrzywione usta w życzliwym uśmiechu. Podeszła do nich przytulając serdecznie.
                - Dalej pójdę sama  – oznajmiła ciepło. Pokiwali tylko głową nadal ją przytulają. Czasem zastanawiała się jakby było być czystej krwi. Gdyby jej rodzice mieli w sobie magie. Jakby w tedy przeżyli wojnę? Po czy zauważyła, że gdyby mieli moc, zapewne uczestniczyli by w niej co oznacza, że mogli być w niebezpieczeństwie. Ścisnęła ich mocniej. Nie mogła do siebie dopuścić myśli, że coś mogło by się im stać. Uznała, że do końca życia wolała być upokarzana za brak czystej krwi, niż żeby straciła ich.
                - Uważaj na siebie. – szepnęła jej do ucha zatroskana mama.
                - Oczywiście – rozluźniła uściska przejmując wózek z kuframi. – Będę tęskniła.
                - My za tobą też, Hermi. – powiedział ojciec Gryfonki. Po czym odwróciła się i zniknęła za ścianą.
                Gdy była już na peronie 9 i 3/4, rozejrzała się, szukając grupy rudowłosych czarodziei. Po chwili ich ujrzała, stali tuż obok pociągu rozmawiając i tuląc się. Ruszyła pewnie w ich kierunku.
                - Ron! – krzyknęła gdy zobaczyła rudego chłopka.
                - Miona! – odkrzykną zauważając ją przerwał rozmowę z mamą.
                Podbiegli do siebie wpadając w swoje ramiona. Przytulali się przez dłuższą chwilę.
                - A o mnie jak zwykle zapomnieli! – usłyszeli lekko zachrypnięty wesoły głos. Harry. Rozłączyli się, po czym Hermiona podbiegła do ciemnowłosego chłopaka. Przytuliła go i pocałowała w policzek, jednak nie trwało to tak długo jak w przypadku Rona. Harry przywitał się z Ronem uściskiem ręki.
                - Jak ja za wami tęskniłam – odparła nadal uradowana widokiem przyjaciół.
                - Miona! Harry!  - słysząc swoje imiona odwrócili się w stronę głosu. Zobaczyli drobną rudowłosą dziewczynę.
                - Ginny! – krzyknęli razem. Tym razem Harry pierwszy ruszył do Ginny w celu przywitania się. A ich uścisk trwał dłużej niż Rona i Hermiony. Rudy odchrząkną głośno widząc minę wyczekującej Miony.
                - Jej! Jak ja cię dawno nie widziałam Herm! – pisnęła Gin przytulając przyjaciółkę.
                - Czemu nie napisałaś? – zapytała nadal ją nadal trzymając Ginny w objęciach.
                - Puchacz wyzioną ducha. Dopiero wczoraj kupiliśmy nowego na Pokątnej – odpowiedziała.
                - Dobra idziemy? Zajmiemy dla siebie oddzielny przydział – zaproponował Harry. Hermionie zrzedła mina.
                - Wiecie… - zaczęła nieśmiało. – ja nie będę mogła z wami usiąść. – na co Ron posmutniał.
                - Czemu? – spytał zaciekawiony.
                - Tydzień temu dostałam list od profesor McGonagall w, którym mianowała mnie prefektem naczelnym. – odpowiedziała ze smutkiem. To oznaczało, że miała specjalny przydział do którego wstęp mieli tylko prefekci.
                - To dobrze się składa bo ja też jestem prefektem – Ron znów wrócił do swojej uradowanej miny. Dziewczyna o brązowych falujących włosach również się rozpromieniła.
                - Świetnie – pisnęła.
                - Super będzie więcej miejsca dla nas – uśmiechną się Harry spoglądając na Ginny z radością. - Ale macie nas odwiedzać! – dodała szybko Gin.
                - No pewnie –zapewniła Miona kiwając głową. – Dobra wsiadajmy! – dodała szybko widząc, że na peronie zostało o wiele mniej osób. Pospiesznie wsiedli do pociągu.



                - Powodzenia synu! Jestem pewien, że zdasz ten rok z najlepszymi wynikami. – poklepał chłopca po ramieniu Lucjusz Malfoy.
                - Pewnie – prychną Draco. Odwrócił się do mamy.
                - Będę tęsknić – powiedziała przytulając ukochanego syna.
                - Oczywiście – odpowiedział odwzajemnił uścisk i czym prędzej się od niego wyplątał. Nie był dziś w dobrym humorze. Nie chciał wracać do Hogwartu. Robił to tylko po to by zdać z dobrą średnią by zając obiecujące stanowisko w Ministerstwie Magii. Aczkolwiek te dziesięć miesięcy spędzonych w Hogwarcie nie zamierzał zmarnować na siedzeniu nad książkami.
Odwrócił się na pięcie i bez dodatkowych słów wszedł do pociągu nie odwracając się do rodziców. Od razu podążył do ostatniego przedziału ostatniego wagonu. Gdy tylko wszedł wszyscy przywitali go z uśmiechem, tak jakby nie pamiętali kim był, a może się jego bali? Może po prostu im to pochlebiało? Żałosne – pomyślał. Zauważył parę przy oknie. Granger i Weasley. Prychną pod nosem. Jako jedyni nie powitali go z uśmiechem. W ogóle go nie przywitali! Tak byli zajęci sobą.



Rozmawiała z Ronem gdy drzwi przedziału otworzyły się, a z malutkiego korytarza wyłonił się  chłopiec, a raczej mężczyzna. Malfoy. Był jeszcze bardziej dojrzalszy niż gdy widziała go ostatni raz. Szczuplejszy, wyższy, a twarz bardziej męska. Przyjrzała się mu z irytacją. Miał na sobie ciemny garnitur szyty na miarę, czego można było się domyśli po idealnym leżeniu na umięśnionej sylwetce młodego arystokraty. Wywróciła oczami, wyglądał tak samo arogancko jak wcześniej. Tak bardzo go nienawidziła, za każdym razem gdy wypowiadał się pod jej adresem zamierzała go spoliczkować, lecz nigdy się nie odważyła. Odwróciła się do Rona dalej ciągnąć rozmowę. Widziała, że Malfoy spojrzał się na nich z irytacją ale ona nie zaszczyciła go spojrzeniem. Dopiero gdy zaczął zdejmować marynarkę zerknęła na niego ukradkiem. Miał na sobie białą koszulę z długimi rękawami, już chciał je podwinąć, jak to kiedyś miał w zwyczaju  jednak przypomniał sobie symbol na lewym przedramieniu. Puścił rękaw i  usiadł na ukos Miony.  Wszyscy zajęli się swoimi sprawami olewając go. Zrozumiał to jako strach, po prostu nie chcieli mieć w nim wroga.
- Dobra, zbliżamy się już do Hogwartu. – oznajmił Ron.
- Faktycznie, powinniśmy przejść się po przedziałach – powiedziała Herm wstając. Lekko się przeciągnęła.
- No to lećcie gołąbeczki – prychną platynowy blondyn. Hermiona skrzywiła się, znów się zaczyna. A było tak miło jak siedział cicho.
- Jakbyśmy wszyscy poszli to byłoby szybciej – powiedziała nie zwracając uwagi na złośliwości Malfoya. – Luna? – spojrzała na młodszą koleżankę.
-Już – powiedziała szybko wstając uśmiechnęła się do Hermiony.  – Oni jeszcze śpią, nie budźmy ich – powiedziała wskazując na resztę prefektów. Hermiona przybrała nadąsaną minę. I oni mają się nazywać prefektami? – pomyślała, ale darowała sobie wypowiedzenie tej uwagi na głos.
- No dobra, to ja pójdę z Ronem. A ty Luna z Malfoyem – uzgodniła Miona z Luną, nie zwracając uwagi na chłopców. Luna lekko się wzdrygnęła. Też nie przepadała za Draco.
- A ja to nie mam nic do powiedzenia? – rzucił arystokrata spoglądając na Mione. 
- To niby z kim chcesz iść? – odparła trochę zniecierpliwiona szatynka.
- Lovegood mi pasuję. Wolę tą dziwaczkę niż pałętanie się z rudym żebrakiem, a tym bardziej taką szlamą -  spojrzał na nią perfidnie. Ron wstał ale Miona sprawnie zablokowała mu przejście do aroganta ręką.
- Wow. Obraziłeś trzy osoby w jednym zdaniu. Gratuluję, jestem pod wrażeniem – prychnęła ironicznie na Draco.
- O tak! Zapisz to w swoich notatkach, bo zapomnisz – odpyskował jej arystokrata. Hermiona nadal miała rękę w pogotowiu, bo wiedziała, że Ron znów się uniesie.
- Po co się droczysz, skoro Luna ci odpowiada? – zmieniła temat.
- Tak dla zasady. Jako prefekt naczelny musze panować, żebyście się nie rozpuścili – warkną, ale nie był zły, świetnie się bawił gdy się z kimś kłócił. Szczególnie z Granger. 
                Hermiona zbladła. – Prefekt naczelny?! – powtórzyła z niedowierzaniem.
                - Tak bardzo cię to dziwi? Co zazdrościsz bo jestem w czymś od ciebie lepszy? – uśmiechną się ze złośliwością.
                - No nie wiem czy taki lepszy, skoro Miona też jest naczelną! – rzucił Ron ze złością.
                - Naczelną? – Malfoy zbladł jeszcze bardziej (o ile to było możliwe). – Jak taka szlama może być prefektem naczelnym? – pytał z niedowierzaniem.
                - Jak śmierciożerca może być prefektem naczelnym? – odpyskował Ron. Luna była w gotowości, chwyciła mocno Draco lecz on był dużo od niej silniejszy. Szybko się wyrwał lecz zanim wymierzył cios w rudowłosego, obezwładnili go dwaj Puchoni, których obudziła kłótnia.
                Malfoy był w wielkiej złości, wszystko w nim buzowało. Śmierciożerstwo było jego słabym punktem. Zacisną zęby próbując się wyrwać z mocnego uścisku chłopców, jednak nie zdołał. Rzucili go na siedzenie.
                - Skoro wstaliście to chodzicie z nami, a Malfoy się uspokoi  – powiedziała prefekt naczelna z dumą. To on pękł, a ona pokazała jaka jest stała emocjonalnie, choć w środku gotowała się tak samo jak on, ona posiadała coś takiego jak samokontrola. Pierwszą rundę wygrywa Granger!
                Wyszli na korytarz szybko chodząc po przedziałach gdyż dyskusja zajęła im sporo czasu.
                Ron i Hermiona weszli do przedziału, w którym siedział Harry z Gin. Rozmawiali siedząc naprzeciwko siebie. Ruda opierała się łokciem o ścianę, kuląc nogi. Jej postawa wyglądała na znudzoną, ale ona z zainteresowaniem rozmawiała z Potterem. A ich relacje znów się odbudowały.
                - Możecie się powoli zbierać już niedługo będziemy – oznajmiła Miona od razu.
                - Tak właściwie możecie się już ubierać – dodał Ron patrząc za okno, byli już naprawdę blisko.
                - Dobra za chwile będziemy gotowi – odpowiedział Harry takim tonem, jakby chciał by sobie już poszli.
                - Nie przyszliście do nas! – oburzyła się Ginny.
                - Jakoś pochłonęliśmy się rozmową – usprawiedliwiła się szatynka. – musimy lecieć zostało na jeszcze sześć przedziałów. – dodała i wyszła, a Ron podążył za nią.
                Gdy już byli na miejscu prefekci znów musieli przejść po przedziałach patrząc czy nie zostały tam jakieś rzeczy. Draco nadal był w podłym humorze. Nie mógł się doczekać wieczoru gdy będzie mógł siedzieć w swoim prywatnym pokoi (jakie posiadają prefekci naczelni).
                - Może byś w końcu się ogarnął i nam pomógł – powiedziała Hermiona, której najwidoczniej śpieszyło się już do zamku.
                - Przecież ty jesteś taka idealna. Na pewno przelecisz cały pociąg w mig – burkną.
                - Czemu? – spojrzała teatralnie w do góry wymachując rękami jakby do kogoś tam mówiła. Na co Draco tylko prychną. Wzięła swoje kufry i wyszła z przedziału zostawiając go samego. Nadal był wściekły na Weasleya, jak mógł go tak nazwać? Przecież dobrze wiedział, że z tym skończył, chociaż w sumie i tak z chęcią by go zabił. Wiedział, że mu tego nie daruje. Siedział tak jeszcze parę minut po czym drzwi przedziału otworzył jeden z prefektów Puchonów. 
                - Już wszyscy wyszli – powiedział na co chłopak westchną i wziął swoje kufry.
                Gdy weszli do swoich dormitorium dostali dziesięć minut by się odświeżyć, po czym mieli się zjawić na kolacji na której pierwszoroczniacy będę wybierani do domów. Draco nie był z tego zadowolony bo wiedział, że będzie musiał im wszystko pokazać i wytłumaczyć. Bachory. Jednak gdy wszedł do Wielkiej Sali dyrektor McGonagall chwyciła go za ramię.
                - Witaj Draco – przywitała się dość stanowczo, ale zdobyła się na uśmiech.
                - Dzień dobry – odezwał się zmieszany.
                - Rozpoczęcie roku poprowadzi pan Slughom, a my powinniśmy porozmawiać. Zapraszam do mojego gabinetu. Wkrótce się zjawie – powiedziała spokojnie.
                - Ale po co? – zapytał Malfoy zdenerwowany, przecież jeszcze nic nie zrobił.
                - Idź – powiedziała tylko i podążyła w dal tłocznej Wielkiej Sali. Pomimo remontu sala wyglądała tak samo gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Odwrócił się na pięcie. Jednak zauważył, że nie wie gdzie jest gabinet nowej dyrektorki. Na jego (nie)szczęście znalazł pomoc.
                - Co tu jeszcze robisz? – zapytała Hermiona ze zdziwieniem. – Powinieneś być już na 7 piętrze. – oburzyła się.
                - Powinienem już dawno skończyć tą konwersacje – odrzucił i ruszył w stronę wyjścia. Nie chciał się przyznać swojego zakłopotania.
                Gdy wszedł do gabinetu dyrektorki zauważył, że różnił się on nieco od biura wcześniejszego dyrektora Hogwartu. Ściany pokryte bukowym drewnem, duże biurko ze stosem książek i skurzany fotel, kominek, a po lewej stronie skurzana zielona kanapa na której siedzieli prefekci.
                - O co chodzi? – zapytał znów zmieszany i poirytowany.
                - McGonagall chcę rozmawiać usiądź – powiedziała Miona zasiadając na osobnym fotelu obok kominka.
                -A ty znów się rządzisz? – bardziej stwierdził niż zapytał. –Nie, dzięki postoję – dodał złośliwie na co tylko wzruszyła ramionami zapatrzona w języki ognia.
                - Witajcie – ponownie przywitała się dyrektorka  i usiadła na swoim tronie. – Zwołałam was tu po to gdyż dowiedziałam się o waszym zachowaniu w pociągu. Bardzo mi się to nie podoba  – przeszła od razu do sedna. Wszyscy spojrzeli na nią nie pewnie, prócz platynowego blondyna, on uśmiechał się kpiąco.
                - O bardzo dobrze, że pani poruszyła ten temat – powiedział zasiadając jednak na fotelu opierając łokcie na rogach fotelu. – Sądzę, że urazą dla innych uczniów jest to, że taka szlama ma stanowisko prefekta naczelnego – wzdrygną się gdy wypowiadał słowo „szlama”.
                - Licz się ze słowami Malfoy! – krzykną Ron wstając z kanapy. Jednak sama Hermiona udawała, że nie obchodzi ją zdanie Draco. Bo w sumie to tak było, lecz każda jego obelga kaleczyła jej serce mimo, że starała się to ukryć.
                - Usiądź chłopcze – wskazała rudemu kanapę. – Tak zdaję sobie sprawę, że panienka Granger nie jest czystej krwi, lecz pan, panie Malfoy też nie jest święty – dodała. Arystokrata spoważniał, w środku się w nim gotowało.
                - Ale ja mogłem się z tego wyciągnąć, a szlama zawsze będzie szlamą! – krzykną blondyn wstając. Hermiona spojrzała na niego ze strachem w oczach. Aż tak bardzo jej nienawidził tylko przez to, że jest gorszej krwi?
                - Usiądź i uspokój się  – powiedziała McGonagall ostro. – Nie chciałam cię urazić młodzieńcze. Jednak powinieneś uważać na słowa.
                - Ale pani profesor, pani wie jak bardzo się nie lubimy, czemu pani nas wybrała? – zapytała z pretensją Miona.  Draco ponownie usiadł, ale nadal pryskała z niego złość.
                - Ponieważ chciałam pokazać innym uczniom, że nieważna jest ranga krwi, ani to kim było się w przeszłości. Poza tym wasz konflikt przeszkadza nauczycielom od dawna.
                - I myśli pani, że jeżeli będę przebywał dłużej z Granger to nagle się zaprzyjaźnimy? Absurd! – oznajmił gwałtownie Malfoy. McGonagall nie umiała odpowiedzieć temu oskarżeniu.
                - Draco uspokój się! Decyzja jest nie odwołalna. – odparła po krótkiej przerwie.
                - Ale proszę pani, czy będziemy musieli się ciągle spotykać? Czy ja nie będę mogła mieć dyżurów z Ronem. A on z Parkinson? – zapytała Hermiona dość spokojnie, nie chciała pokazać dyrektorce, jak bardzo nienawidzi Malfoya. Starała się uzyskać w oczach Minerwy dojrzałą mądrą uczennice.
                - Wykluczone.– odparła, po czym szybko dodała by znów nie rozpętała się wojna. – A teraz wracajcie na kolacje. Nie zamierzam wysłuchiwać waszych buntów. I tak to nic nie zmieni! – Wszyscy na raz wstali nie licząc prefektów naczelnych oni nie ruszyli się przez około minutę, Malfoy patrzył na Granger spod łba z pożerowaniem. Po czym wstał i wyszedł bez słowa.
                - Pani McGonagall pani doskonale wie jak mi Draconowi nie układa się w stosunkach nawet koleżeńskich. Czy naprawdę będę musiała z nim dzielić odznakę prefekta naczelnego? – zapytała niewinnie i ponuro.
                - Posłuchaj mnie Hermiono, ja wiem  jakie między wami są relacje. Ale w poprzednich latach to wy mieliście najlepsze średnie, to wy jesteście „przewodniczącymi” sowich domów. I to wy musicie panować porządku w Hogwarcie. Wasze relacje nie mają nic do powiedzenia  – spojrzała na nią z troską. – Wierzę, że się dogadacie. A teraz idź na kolacje póki jest coś jeszcze na stole. 



                                                                              




8 komentarzy:

  1. pierwszy rozdział świetny <3 czekam aż akcja się rozwinie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Było kilka błędów, ale nie przejmuj się każdy je popełnia. Po drugie używaj więcej opisów, bo zauważyłam, że opowiadanie opiera się prawie na samych dialogach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :) czytam dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest naprawde dobre! Ngdy nie myslalam o Harmoni i Draco razem. To jest ciekawe. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest dobrze, serio, tylko...nie zapominaj o "ł" tam, gdzie powinno być np. burknąŁ, krzyknąŁ, parsknąŁ...bo aż oczy bolą(bez pocisku, po prostu jestem przewrażliwiona na punkcie poprawnej polszczyzny xd)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Ale po co? – zapytał Malfoy zdenerwowany, przecież jeszcze nic nie zrobił." - Jeszcze, hehe... :P

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo mi sie podoba, oby tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę błędów, ale może być.

    OdpowiedzUsuń