wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 4


               Nadszedł pierwszy trening quidditcha. Było upalnie. Dlatego Ślizgonom ciężko się pracowało. Co chwila na ziemie zlatywały szaty któregoś z zawodników. Co prawda było to zabronione lecz woleli mieć naganę lub szlaban, za łamanie zasad niż upierzyć się..
                Trening skończył się po półtorej godzinie gdyż upał był nie do wytrzymania, nawet w podkoszulku i szortach.
                Kontakty między Draconem, a całym światem stały się lepsze. Znów zaczął kolegować się z kumplami z drużyny i całym Slytherinem. Dla Pensy (i w sumie większości dziewczyn w szkole) znów stał obiektem marzeń i oczkiem w głowie. Ponownie staną na nogi, Draco Malfoy ożył. I na nowo stał się przywódcą Domu Węża.
                - No, no chłopaki. Było dobrze. Już myślałem, że po wakacjach zapomnieliście jak się lata na miotle. – pochwalił drużynę Zabini gdy byli już w szatni. – Pierwszy mecz mamy z Gryfonami. Trzeba pokazać kto rządzi w Hogwarcie. – na te słowa cała drużyna krzyknęła.  – No dobra teraz przebierać się dziewczyny, bo nasz prefekcik ma spotkanie. – uśmiechną się uszczypliwie czarnoskóry.
                - Dobrze się bawisz moim kosztem? Nie moja wina, że ta jędza McGonagall wybrała Granger na naczelną. – prychną Draco.
                - Ja tam nie byłbym taki niezadowolony. Ostatnio nabrała kształtów. – zaśmiał się Zabini pokazując rękoma figurę klepsydry.
                - Szlam zawsze będzie szlamem. – powiedział Malfoy przebierając się, na co większość drużyny zgodziła się.
                - Na Salazara! Smoku, już przesadzasz z tą czystością krwi. To naprawdę robi się nudne. – kręcił głową Blaise.
                - Nawet jeśli była by prawdziwą czarodziejką to i tak chciałbym zauważyć, że jest ona Gryfonką i na dodatek kumpelą Pottera. – czmychną blondyn. – poza tym nie w moim guście. Dumna kujonica. – założył torbę na ramie.
                - Oczywiście. – zironizował przyjaciel arystokratę. – No dobra idź już po się spóźnisz i jeszcze da ci szlaban. – kpił Zabini za co dostał miotłą w głowę.

                Hermiona siedziała na parapecie na siódmym piętrze gdzie miała dyżur. Nie rozumiała czemu ciągle musiała pilnować korytarzy nawet w dzień. Coraz bardziej irytowało ją zachowanie nowej dyrektorki, która za wszelką cenę chciała pogodzić domy. Po co jej to było? Dziewczyna myślała, że po prostu McGonagall też chciała zabłysnąć jako dyrektor w Hogwarcie. „Minerwa McGonagall, za jej panowania w Magicznej Szkole Hogwart zapanował spokój między domami” – Hermiona widziała w myślach złotą wypolerowaną tabliczkę na jednym ze szkolnych korytarzy.
                Z zamyśleń wyrwał ją głos.
                - Herm, co ty tu tak sama siedzisz? – zapytała Ginny patrząc na przyjaciółkę badawczo.
                - Dyżur mam. – oznajmiła bez emocji.
                - Sama? Przecież z tego co wiem prefeci mają dyżury we dwoje? – Gin się zmieszała.
                - Bo mają we dwoje, ale mój ukochany partner zawodowy jakim jest idiota Malfoy nie rozumie zbytnio co to znaczy.
                - Uważaj co mówisz Granger. – zza pleców rudej wyłonił się blady mężczyzna.
                - Mówię prawdę Malfoy. – syknęła Miona patrząc na niego z pretensją. Usiadł po drugiej stronie parapetu opierając się o ścianę. Szatynka posłała mu jeszcze jedno zawistne spojrzenie i jej wzrok znów powędrował na twarz piegowatej przyjaciółki, która lekko się zmieszała.
                - To ja już pójdę. Mam do ciebie sprawę, pogadamy po kolacji. – uśmiechnęła się Gin i chciała już odejść .
                - Nie przejmuj się mną marchewko. – uśmiechną się złośliwie blondyn siedzący naprzeciwko Granger, która tak samo jak Ginny była zmieszana.
                - Właśnie Ginevro. Takim śmieciem jak Malfoy nie należy się przejmować. – uśmiechnęła się szyderczo do Dracona ale on nic sobie z tego nie robił. Otworzył książkę do zielarstwa i zaczął ją „czytać”.
                Gin patrzyła to na niego to na nią, po czym usiadła koło Hermiony. Dziękowała losu, że parapet miał ponad dziesięć stóp. Obecność Ślizgona bardzo ją krępowała, jednak potrzebowała wygadać się przyjaciółce.
                - Bo wiesz ja z Harrym ostatnio spędzamy ze sobą większość czasu. – zaczęła nieśmiało ruda, a jej policzki płonęły czerwienią.
                - Zauważyłam. – uśmiechnęła się Hermiona. Ale ona też nie czuła się komfortowo.
                - No i on powiedział, że chciałby ze mną… no wiesz… tak na serio. – spuściła głowę. Ten fakt bardzo ją radował jednak obecność Malfoya nie pozwalała cieszyć się tą nowiną. Po tych słowach żałowała, że nie zaczekała do rozmowy z Hermioną do wieczora.
                Draco nie wytrzymał i parskną głośnym śmiechem. Hermiona popatrzyła na prefekta naczelnego z chęcią mordu, a Ginny lekko zawstydzona patrzyła przez okno, na błonie przy których większość uczniów spędzała popołudnie.
                - No co? Tą książkę pisał jakiś zjarany ogrodnik. Serio komiczna. – odparł nadal śmiejąc się.
                - Czytałam tą książkę już dwa razy od deski, do deski i nic mnie w niej nie rozśmieszyło. – syknęła starsza Gryfonka ciągiem.
                - Bo ty nie masz poczucia humoru Granger. – prychną z kpiącym uśmieszkiem.
                - Chodź Ginny, porozmawiamy gdzie indziej. Nie będziemy Malfoyowi przeszkadzały w czytaniu tak zabawnej lektury. – zwróciła się do przyjaciółki nadal z groźną miną. Wzięła rudą za ramię i pociągnęła w dal korytarza, aż zniknęły za zakrętem.
                Malfoy przyglądał się Gryfonką jak odchodzą, ale jego głównym punktem obserwacji były biodra Hermiony. Przez głowę przeszła mu myśl, że dziewczyna faktycznie się wyrobiła. Ale szybko wyrzucił ją z pamięci i teraz już naprawdę zaczął czytać podręcznik od zielarstwa.
                - Przepraszam Gin. Mogłam od razu cię zabrać w jakieś inne miejsce. – powiedziała Miona już na spokojnie dziewczynę z nadal wielkimi rumieńcami na twarzy.
                - Nie szkodzi. – odpowiedziała smutno.
                - Naprawdę nie musisz się przejmować takim debilem jakim jest Malfoy. – chwyciła ją za dłoń. Wiedziała, że ruda jest bardzo drażliwa. – No dobra opowiadaj. – dodała zaciekawiona.
                - No to jak mówiłam. Harry chcę żebyśmy byli parą.
                - To świetnie! Ginny powinnaś się cieszyć! Od dawna tego chciałaś.
                - No tak cieszę się. – uśmiechnęła się. – sądzisz, że Draco wypapla innym? – znów była zaniepokojona.
                - Co ty wygadujesz? Przecież on nawet nic nie usłyszał. Poza tym chyba nie chcecie tego ukrywać? – spojrzała na rudowłosą wymownie.
                - Jak na razie chyba tak.  Wiesz przecież, że są nabory do drużyny i wszyscy będą posądzali Harrego o pomaganie mi.
                - Przecież każdy wie, że masz w drużynie wygrzane miejsce.  Naprawdę nie masz co się przejmować. – uśmiechnęłam się do nie przyjacielsko. – No, a teraz opowiadaj kiedy cię o to spytał? – jeszcze bardziej się uśmiechnęła.
                - W czasie obiadu. – Ginny już się rozpromieniła.
                - Widziałam, że Potter coś kombinuje! Jego uśmieszki podczas zajęć. Serio! Wytrzymać się nie dało.  – parsknęła śmiechem. Dopiero teraz przypomniała sobie, że dwójki Gryfonów nie było na posiłku.
                - Daj spokój. Dobra ja lecę bo muszę się przygotować to mugoloznawstwa. Pani Mouch jest strasznie surowa! – zauważyła. – Życzę ci powodzenia z Malfoyem, serio nie wiem jak ty wytrzymujesz? – dodała.
                Na myśl o Ślizgonie Hermionie opadł humor. Gin przypomniała jej, że musi siedzieć jeszcze ponad pół godziny z drugim prefektem naczelnym.
                - Ja też nie wiem. – uśmiechnęła się i wróciła do swojego miejsca czuwania.
                - I co Weasleyówna wyżalała się, że Potter chce z nią chodzić? W sumie też bym załamał. – drwił Draco gdy tylko usiadła.
                - A podobno nie podsłuchiwałeś. – zauważyła Hermiona mrużąc oczy.
                - Po prostu zastanawia mnie czemu wiewiór tak się wystraszył.
                - Daruj sobie te pseudonimy. Poza tym kogo ja kogo, ale ciebie nie powinny interesować sprawy Gryfonów. – spojrzała na niego wymownie. Tu musiał się z nią zgodzić. Co go to interesowało?
                Pokręcił tylko głową i znów wrócił do zielarstwa.

                                                                                          *


Rozdział dość nudny ale gwarantuję, że następny będzie o wiele ciekawszy ;3... 



7 komentarzy:

  1. kocham twojego blogaaa!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurwa! znalazlam bratnia dusze! a juz myslalam ze nikt nie lubi jak najpierw sie nienawidza a potem big love. nie lubi zbytniej romantycznosci, bardziej te nienawisc. Dlatego to mi sie tak podoba! Zajebiste <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Za zjaranego ogrodnika powinnaś dostać nominację do najlepszego bloga :3

    emikomidori.

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny blog xDDD hahah leze I nie wstaje xD za ogrodnika uwielbiam cie XD hah. Lece czytac dalej :D
    ~natalia

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo, że ten blok ma już kilka lat to jest zarąbisty 😂😂

    OdpowiedzUsuń