- ZABINI! Za-abiję cię… - potężne warknięcie Ginny
przeistoczył się w westchnięcie.
Dym, który agresywnie wyłonił się z kociołka z
sekundy na sekundy stawał się bardziej przejrzysty. Teraz Ruda mogła zobaczyć czarnoskórego
krztuszącego się mgłą. Gniew dziewczyny wyparował wraz z ujrzeniem Ślizgona,
teraz na jego miejsce wkroczyła pewna ulga, a po chwili radość. Wszystko wokół
niej zaczęło lekko falować, a w powietrzu unosił się zapach świeżych jagód
pomieszanych z sosnowym drewnem.
Blaise spojrzał na dziewczynę, która od paru sekund
wpatrywała się w niego z zadumą. Jakaś
niewidzialna siła łaskotała go w
okolicach żeber. Do jego nozdrzy wpłyną zapach cygara i cynamonu.
Wgłębił się w brązowe oczy rudowłosej kobiety. Poczuł, że ta kobieta jest
bardzo piękna, chciał jej dotknąć, by sprawdzić czy jest prawdziwa. Podszedł do
niej z głupawym uśmieszkiem wypisanym na twarzy.
- Jesteś śliczna – mruknął dotykając jej ramienia.
- Te twoje oczy – rozmarzyła się dziewczyna. – Są
takie seksowne…
- Pójdziesz ze mną na bal? – zapytał z powagą
chłopak, który czuł, że mówił te słowa mimo wolnie, aczkolwiek chciał by były
one wypowiedziane.
Na policzkach dziewczyny zmaterializowały się
rumieńce, poczuła wielkie uczucie, którym obdarzyła Ślizgona. Czuła, że go
kocha, choć nie wiedziała jak to się stało, po prostu to wrażenie urosło gdzieś
w okolicach serca.
- Oczywiście! – krzyknęła z radością na co chłopak
porwał ją w ramiona składając namiętny pocałunek na wargach Gryfonki.
- Pobierzmy się i miejmy małe Diabełki! – uradował
się Zabini, między pocałunkami.
W tym momencie mgła wyparowała. Oboje poczuli jakby
ktoś wylał na nich niespodziewanie kubeł zimnej wody podczas głębokiego snu.
Para zrobiła wielkie oczy czując nawzajem swoje wargi.
W ułamku sekundy znaleźli się napo dwóch końcach
komnaty z przerażonymi minami.
- C… Co… Co było to?! – Ginny chciała wykrzyczeć te
słowa, lecz zdziwienie jakie ogarnęło jej głowę, nie pozwoliło nawet dobrze
sformułować zdania.
- Ja… Nie wiem – przyznał Blaise z wielkimi oczami.
– Musieliśmy coś pomieszać w przepisie.
- Musieliśmy?! – warknęła ruda coraz bardziej
rozumiała co się przed chwilą wydarzyło. Jednak ta świadomość nie pomagała
jej. – To ty robiłeś ten eliksir, to ty
wymyśliłeś cały ten cudowny plan ośmieszenia Malfoy’a na balu! Podajmy mu amortencje, będzie uganiał się z
Granger przez cały bal i to przy wszystkich. Ja to mam łeb! –
przedrzeźniała go, podchodząc bliżej z wojowniczą miną. – To wszystko twoja
wina idioto!
- Może to ty wzięłaś, ze składniki? – spytał
spokojnie, aczkolwiek groźnie.
Tu dziewczyna zamilkła. To faktycznie mogło mieć
sens. Poczuła się nieco głupio, co można było rozpoznać po różowych plamkach na
twarzy.
Na jej szczęście nie musiała odpowiadać na to
pytanie, gdyż w kociołku zaczęło wrzeć, jakby za chwile mikstura miała
wykipieć. Ślizgon podbiegł do stołu wyłączając ogień, po czym chwycił chochle i
zaczął ją energicznie mieszać gdyż substancja zaczęła gęstnieć. Książka z
przepisami leżała na swoim miejscu, lecz trudno było z niej cokolwiek
rozczytać, gdyż ponad milimetr dziwnego pyłu – jakby brokatu – przykrył
powierzchnie stronic.
Gdy Blaise walczył z
eliksirem, który coraz bardziej swoją konsystencją przypominał beton,
Ginny zdmuchnęła posypkę z książki.
- Naucz się czytać Zabini – powiedziała z satysfakcją.
– …dodaj fiołki, astry, jaśminy LUB
irysy. – przeczytała. – W nawiasie kwiatów
NIE należy łączyć.
- Sądziłem, że to wzmocni eliksir – burknął.
- Twoje „sądziłem” kosztowało nas upokorzenie. Moje
gratulacje – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem.
- Daj już sobie spokój Wiewióro i mi lepiej pomóż –
prychnął.
- Po co? Przecież to już nadaje się do wyrzucenia.
Ja się zmywam, nie wiem czy wiesz ale właśnie zaczęła się kolacja – powiedziała
zerkając na zegarek.
- Czyli nie chcesz zemsty? – zapytał z cwaniackim
uśmieszkiem.
- Chcę, ale znajdę sobie bardziej wykształconego
wspólnika – tu znów wzięła książkę do rąk. – Gdy pominiesz pewien składni, pomieszasz kolejność (etc.) eliksir może
wytworzyć opary, powodujące te same działanie co amortencja. Jednak zakochanie
w osobie, którą zobaczy jako pierwszą nie trwa długo, gdyż mgła szybko znika –
zakończyła zamykając głośno książkę.
- Nie zwróciłem uwagi – bąknął lekko obrażony. – No…
ale nie było tam niczego o podaniu takiego eliksiru jakiemuś Smokowi, więc możemy
spróbować – odparł szybko.
- Na Merlina, co ci tak zależy?
- A nie uważasz, że byłoby to zabawne? Wyobraź sobie
Smoka biegającego przez cały czas za Granger z kwiatami krzycząc komplementy.
- Już mi to mówiłeś – przypomniała mu nieco
zniecierpliwiona. – Ale… czemu sam tego nie chcesz zrobić?
- Bo samemu będzie nudno, na szlabanie… to znaczy
jeśli coś nie wyjdzie – dodał szybko widząc, że brwi dziewczyny podskakują do
góry.
- Przekonałeś mnie – powiedziała z ironią.
- Tchórzysz? – teraz on podniósł brwi, a usta
automatycznie wykrzywił w złośliwym uśmiechu. Wiedział, że tchórzostwo dla
każdego Gryfona jest słabym punktem.
Jak widać na Ginny ona również uznawała tą cechę
charakteru za największą zniewagę, bo jej usta zwęziły się w cienką kreskę
(podobnie jak u McGonagall), a cała jej postura zesztywniała.
- Dobra – uznała sucho. – Skoro tak bardzo
troszczysz się o swojego kumpla, żeby podawać mu świństwa swojego wytworu to
okej – powiedziała jakby zła na siebie. – To twój przyjaciel.
Zabini
skwitował to tylko uśmiechem triumfu.
Do balu, którym żył już cały Hogwart został tylko
jeden dzień. Sytuacja przypominała podobną do tej sprzed trzech lat kiedy to
odbywał się Bal Bożonarodzeniowy. Dekoracje można było podglądać już nie tylko
w Wielkiej Sali. Na korytarzach, aż świeciły flagi, szaliki, maskotki domów.
Teraz już nie tylko prefekci przygotowywali szkołę na bal. Do pomocy przyszły
skrzaty domowe, które ochoczo rozwieszały serpentyny i sprzątały wszystkie
zakamarki Wielkiej Sali. Wsparciem byli również nauczyciele, którzy chętnie
zdradzali ciekawe zaklęcia dekoracyjne. Jednak największą podporą była cała
reszta uczni. To oni byli odpowiedzialni za korytarze. Każdy dom chciał mieć
jak najwięcej swoich barw, choć ta wiadomość nieco zaniepokoiła McGonagall,
która obawiała się kolejnych kłótni i zamieszek, nie było powodów do nie
pokoju. Nawet Ślizgoni robili to z przyjaznymi minami. Można było powiedzieć,
że metoda nowej dyrektorki naprawdę się sprawdzała.
Z powodu iż pracy było jeszcze dużo, nauczyciele nie
zadali uczniom prac domowych. Ten fakt pozwolił Hermionie poświęcić chwile na
odwiedzenie skrzydła szpitalnego, gdzie nadal leżał Ron.
Od kłótni, która miała miejsce dwa tygodnie temu nie
widziała rudzielca. Z tego co wynikało z opowieści Ginny i Harry’ego czuł się
już lepiej, ale na bal nie miał pozwolenia wyjścia, co go trochę zdołowało.
Hermiona pomyślała, że warto wybyło zrobić mu niespodziankę i odwiedzić
Gryfona. Chciała się z nim pogodzić. Tęskniła już za jego głupkowatym uśmiechem
i często bezsensu wypowiedziami.
Weszła do dużej komnaty, gdzie Ron tępo wpatrywał
się w widok za oknem: wiatr targał korony drzew Zakazanego Lasu, a krople wody
przecinały spokojną tafle wody. Wraz z zamknięciem potężnych drzwi sali
rudowłosy rzucił okiem w ich stronę. Spojrzał w orzechowe oczy dziewczyny ze
smutkiem. Kontakt wzrokowy trwał może dwie sekundy, kiedy chłopak odwrócił
twarz do dawniejszej pozycji. Hermiona mimo wszystko poszła dalej. Z kamienną
miną przechodziła przez łóżka zaciskając pięści. Gdy w końcu dotarła do łóżka
Rona mogła dostrzec gojące się zadrapania i otarcia wynikające w wypadku.
Dopiero teraz przypomniała sobie ich ostatnią tak bardzo ją bolącą rozmowę.
- Cześć – powiedziała cicho siadając na łóżku obok.
– Jak się czujesz? – zapytała, a jej głos odpijał się od ścian, choć był
ściszony prawie do szeptu.
- Bywało lepiej – burknął.
- Nadal się gniewasz?
- Wcale – powiedział, a ironia kipiała z tego
zdania.
- Eh… Posłuchaj mnie, czy my musimy się kłócić o
Malfoy’a? Ja rozumiem, że to co widziałeś mogło wydawać ci się… poczułeś się
tym urażony… Ale przyznaj, że Gryfonka i Ślizgon razem słabo brzmi, szczególnie
jak mówi się o szlamie i arystokracie – mruknęła. – Więc proszę zapomnijmy o
tym. Tego dnia kiedy się pokłóciliśmy… w
tedy bardzo dużo myślałam i postanowiłam, że po balu ostatecznie zakończę
kontakty z Malfoyem… nawet jeśli ma mnie to kosztować odznaką prefekta – tu
zakończyła dając Ronowi czas na przemyślenie.
- Wiesz…
powiedział po chwili. - Ja w tedy też w tedy długo rozmyślałem i… to nie
była prawda o tym, że nie jesteś prawdziwą Gryfonką… - widać było, że
przyznanie jej racji dużo go kosztowało. – Tęskniłem za tobą.
Po Hermionie przeleciał dreszcz ulgi. Podeszła, a
raczej podskoczyła do łóżka rudzielca przytulając go z całych sił. Bardzo go
kochała i nie chciała już nigdy stracić tych brązowych oczy, rudej czupryny i
piegów rozrzuconych po całej twarzy.
- Ja za tobą też – mruknęła rozkoszując się ciepłem
swojego najlepszego przyjaciela.
Wracała ze skrzydła szpitalnego z wypiekami na
twarzy i szerokim uśmiechem. Spotkanie z Ronem, którego bardzo się obawiała,
okazało się jednym z ich najlepiej spędzonych chwil razem. Pomimo starań efektu
rumieńca i szerokiego uśmiechu pozbyć się nie mogła. Dodatkowo czuła w środku
pewną lekkość, która jakby unosiła ją w powietrzu. Chociaż tego dnia opuściła
dwa posiłki nie czuła głodu. Wystarczało jej to uczucie, które wyniosła ze
Skrzydła Szpitalnego gdy pani Pomfrey kazała jej wyjść. Odniosła wrażenie, że
tym afektem mogła by się żywić do końca życia.
- Woskowe
trolle – powiedziała, a Gruba Dama posłusznie otworzyła jej wejście do
Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Dopiero gdy przekroczyła wysoki próg dziury w
portrecie do jej uszu wleciały krzyki.
- Co tu się dzieje? – zapytała nieco zdezorientowana,
jakby przespała tydzień ze swojego życia.
Przed nią na samym środku pokoju toczyła się walka
słowna między Ginny, a Harrym, wokół nich stało wiele uczniów z wyższych klas.
Niespodziewanie wśród tłumu ujrzała Georga Weasley’a, co wprowadziło w niej jeszcze
większe zamieszanie.
Rudowłosy były Gryfon przypatrywał się temu starciu
ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i łagodnym uśmiechu. Wydawało się, że
tylko on dostrzegł przybycie Hermiony, bo spojrzał na nią i kiwnął głową na
przywitanie. Gryfonka była jednak zbytnio zadziwiona, by pomachać mu lub nawet
odpowiedzieć gest.
- Co tu się dzieje?! – podniosła głos. Ginny
przerwała w połowie słowa z wrogą miną, a Harry wyglądał na mocno
podrażnionego.
- Niech on ci powie! – żachnęła się ruda wbiegając
na schody prowadzące do dormitorium dziewczyn.
- Nie było mnie przez pół dnia, a z Pokoju Wspólnego
robi się cyrk?! – warknęła podenerwowana.
George na te słowa pogłębił nieco uśmiech.
- Nie zgadniesz kto jest naszym nowym obrońcą?! –
krzyknął Potter. – NIKT! A to dlaczego?! Ginny ci się z chęcią pochwali! –
ryknął i podobnie jak ruda wymaszerował do swojego dormitorium.
Po tym zdarzeniu
tłum nadal trwał w środku pomieszczenia głośno obgadując wydarzenie. Hermiona
podeszła do Georga, którego nie widziała już od ponad czterech miesięcy – od
tego czasu w ogóle się nie zmienił, no może teraz był o wiele bardziej
uśmiechnięty.
- Cześć! – przywitała się z chłopakiem krótkim
przytuleniem się. – Co tu się dzieje? – ponowiła pytanie.
- Kłótnia przedmałżeńska – odparł wesoło George.
- Dużo mi to nie wyjaśnia. W ogóle co tu się dzieje?
- Co?! – zapytał chłopak, który przez gwar innych
uczniów nie usłyszał pytania. Hermiona je ponowiła, lecz gdy rudy i tym razem
nie zrozumiał pokazał palcem kąt w Pokoju Wspólnym koło okna.
Gdy obje się tam znaleźli mogli już spokojnie
porozmawiać.
- O co oni właściwie się pokłócili?
- Ginny dała do zrozumienia Neville’owi, że jest
beznadziejnym obrońcą i nie ma szans u Luny – streścił z tym samym miłym
uśmiechem.
- No tak dzisiaj mieli pierwszy trening razem –
zauważyła Hermiona. – A ty co tu robisz? – przypomniała sobie.
- Będę waszym nauczycielem – odparł dumnie.
- A tak naprawdę? -
spojrzała na niego z lekkim politowaniem, ale i łagodnym uśmiechem.
- Mówię serio. Zastępuje profesor Mouch przynajmniej
do końca semestru. Oprócz tego robię licencje sędziego quidditcha.
- Ty i Mugoloznawstwo? – dziewczyna podniosła brwi
do góry uśmiechając się złośliwie.
- Trochę fartem dostałem te fuchę… No ale lepsze to
niż nic.
- No pewnie, ale czy ty cokolwiek wiesz o mugolach?
– zapytała rzeczowo.
- Przecież rok temu się go uczyłem. To proste –
ruszył ramionami, a dłonie włożył do kieszeni. – Słyszałem, że szykuje się wam
imprezka? – zmienił temat.
- Tak, McGonagall ją wymyśliła – rzekła wymijająco.
– Co znaczy fartem?
- To znaczy, że przyjechałem tu dzisiaj, bo
McGonagall załatwiła mi abym w Hogwarcie zrobił tą licencje, no wiesz taniej i
w ogóle, ostatnio zrobiła się z niej równa babka. Poszedłem się do niej
zameldować do gabinetu, a tam siedzi ta cała Mouch z łzami w oczach, no to ja
przepraszam i wychodzę, ale McGonagall zatrzymuje mnie i składa propozycje.
Powiedziała, że potrzebuje szybko kogoś na zastępstwo. Więc się zgodziłem –
opowiedział jakby gadał o pogodzie.
- Nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie w roli
nauczyciela – przyznała lekko zszokowana Hermiona.
- Tak szczerze to ja też.
- A tak właściwie to co się stało profesor Mouch?
- Nie mam pojęcia, ale nie wyglądała najlepiej,
mieszanka Trelawney z Quirrellem, no wiesz, kiedy jeszcze nie było wiadomo, że w
turbanie trzyma Voldemorta.
Teraz to wspomnienie wywołało w Hermionie śmiech.
- To teraz jesteś naszym opiekunem – powiedziała z udawaną powagą.
- Na to wygląda. Na razie mieszkam w dormitorium chłopców na
miejscu Rona, a potem przejmę gabinet po Mouch.
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwile kiedy Hermiona
przypomniała sobie o warcie na czwartym piętrze. Niestety dyżur ten dzieliła z
drugim prefektem naczelnym. Nie była tym zachwycona i jakby tylko przypomniała
sobie o tym ciut wcześniej zapytałaby Lunę o zastępstwo.
Miała już półgodzinne spóźnienie, gdyż dyżur zaczynali o 21.00.
Gdy doszła do wyznaczonego punktu patrolu do spóźnienia doszło
jeszcze pięć minut. Czekała na dogryzanie Ślizgona, jednak nic takiego się nie
wydarzyło. Draco siedział na parapecie oparty o ścianę. Głowę miał lekko
przechyloną w prawo, a oczy przymknięte. Jego oddech był miarowy. Wyglądało na
to, że spał. Dziewczyna z lekka zdziwiła się, że Ślizgona znużył sen o tak
wcześniej porze, jednak gdy przypomniała sobie, że chłopak (o dziwo)
zaangażował się w bal i dużo nad nim pracował stało się jasne, że był zmęczony.
Najciszej jak mogła usiadła naprzeciw Malfoy’a w podobnej pozycji,
jednak jej głowa była teraz zwrócona do okna by podziwiać nocny widok na boisko
quidditcha i świetliste niebo obsypane gwiazdami.
Draco najwidoczniej nie należał do osób posiadających twardy sen.
Gdy Hermiona postanowiła poczytać i otworzyła książkę, którą ze sobą przyniosła
jego powieki lekko zadrgały, by pochwali ujawnić szare tęczówki Ślizgona.
Poprawił się na parapecie nie zauważając Gryfonki. Dopiero po chwili
zorientował się gdzie i z kim jest.
- Spóźniłaś się – zachrypiał.
- Zasnąłeś – odpowiedziała nie odrywając wzroku z książki.
- No co ty nie powiesz – zironizował i znów się poprawił. – Nie
byłaś na dekoracjach.
- Byłam u Rona – powiedziała zirytowana, że wciąż próbuje z nią
nawiązać rozmowę. Powtarzała sobie w duchu: po
balu koniec, po balu koniec.
Draco prychnął pod nosem na tą wiadomość.
- Ty sobie odwiedzasz rudzielca, a my pracowaliśmy w szóstkę.
- Ja nic nie mówiłam gdy ty na początku miziałeś się z Parkinson
zamiast nam pomagać – w końcu zaszczyciła go spojrzeniem. Jednak było ono zimne
i bez większych uczuć.
- Wcale się z nią nie miziałem. Nie wiesz to nie osądzaj – syknął
najwidoczniej również zirytowany.
Przyzwyczaił się do osądzania go o śmierć Dumbledore’a przez
innych choć i tak nie wiedzieli jak było naprawdę – już się tym tak bardzo nie
przejmował. Ale teraz gdy znów został oczerniony za coś czego nie zrobił poczuł
ten sam dołek.
Siedzieli tak jeszcze z piętnaście minut w ciszy kiedy Malfoy
zszedł z parapetu.
- Jutro przyjdę po ciebie za piętnaście osiemnasta. Postaraj się
być już w tedy gotowa – odparł sucho.
- Czekaj, gdzie ty idziesz? –zdziwiła się dziewczyna.- Zostało nam
jeszcze pół godziny.
- Ja patrolowałem przez półgodziny sam ty też możesz – po tych
słowach odszedł.
Hermiona na początku chciała powiedzieć, że to niesprawiedliwe…
Ale to było sprawiedliwe. On sam tu siedział przez pół godziny i ona też
musiała. Mimo wszystko czuła gniew. Nie wiedziała, że tak trudno siedzieć w
półmroku, sama na korytarzu w Hogwarcie. Można powiedzieć, że czuła nawet
strach. Samej jej wydawało się to śmieszne, ale bała się. I to nie tego, że
zaraz jakieś mroczne stworzenie wyjdzie zza zakrętu, a dziwnej atmosfery
panującej w nocy w szkole. Chcąc zapomnieć o tym, zajęła się pierwszym lepszym
wątkiem, który przyszedł jej do głowy.
Malfoy.
Dlaczego
on?! Zapytała samą siebie w duchu. Może dlatego, że ich kontakty się
oziębiły od czasu sprzeczki w tunelu prowadzącym do Hogsmeade. Ostatnio
przestał ją nawet wyzywać czy posyłać kąśliwe uwagi w jej kierunku. Unikał jej
i był zimny, jak nigdy.
Zastanawiając się nie spostrzegła kiedy minął jej czas końca warty.
Odgoniła od siebie obraz zimnych oczu Ślizgona, wiedząc, że i tak po balu już
nigdy nie będzie miała prawa ich przywoływać w pamięci. Po balu koniec.
***
Następny rozdział - bal ;). Więc proszę o trochę więcej czasu i oczywiście komentarzy, bo ostatnio nie pałacie entuzjazmem, co przechodzi na mój zapał do pisania.
Rozdział 12 powinien się ukazać za tydzień.
- ZABINI! Za-abiję cię… - potężne warknięcie Ginny
przeistoczył się w westchnięcie.
Dym, który agresywnie wyłonił się z kociołka z
sekundy na sekundy stawał się bardziej przejrzysty. Teraz Ruda mogła zobaczyć czarnoskórego
krztuszącego się mgłą. Gniew dziewczyny wyparował wraz z ujrzeniem Ślizgona,
teraz na jego miejsce wkroczyła pewna ulga, a po chwili radość. Wszystko wokół
niej zaczęło lekko falować, a w powietrzu unosił się zapach świeżych jagód
pomieszanych z sosnowym drewnem.
Blaise spojrzał na dziewczynę, która od paru sekund
wpatrywała się w niego z zadumą. Jakaś
niewidzialna siła łaskotała go w
okolicach żeber. Do jego nozdrzy wpłyną zapach cygara i cynamonu.
Wgłębił się w brązowe oczy rudowłosej kobiety. Poczuł, że ta kobieta jest
bardzo piękna, chciał jej dotknąć, by sprawdzić czy jest prawdziwa. Podszedł do
niej z głupawym uśmieszkiem wypisanym na twarzy.
- Jesteś śliczna – mruknął dotykając jej ramienia.
- Te twoje oczy – rozmarzyła się dziewczyna. – Są
takie seksowne…
- Pójdziesz ze mną na bal? – zapytał z powagą
chłopak, który czuł, że mówił te słowa mimo wolnie, aczkolwiek chciał by były
one wypowiedziane.
Na policzkach dziewczyny zmaterializowały się
rumieńce, poczuła wielkie uczucie, którym obdarzyła Ślizgona. Czuła, że go
kocha, choć nie wiedziała jak to się stało, po prostu to wrażenie urosło gdzieś
w okolicach serca.
- Oczywiście! – krzyknęła z radością na co chłopak
porwał ją w ramiona składając namiętny pocałunek na wargach Gryfonki.
- Pobierzmy się i miejmy małe Diabełki! – uradował
się Zabini, między pocałunkami.
W tym momencie mgła wyparowała. Oboje poczuli jakby
ktoś wylał na nich niespodziewanie kubeł zimnej wody podczas głębokiego snu.
Para zrobiła wielkie oczy czując nawzajem swoje wargi.
W ułamku sekundy znaleźli się napo dwóch końcach
komnaty z przerażonymi minami.
- C… Co… Co było to?! – Ginny chciała wykrzyczeć te
słowa, lecz zdziwienie jakie ogarnęło jej głowę, nie pozwoliło nawet dobrze
sformułować zdania.
- Ja… Nie wiem – przyznał Blaise z wielkimi oczami.
– Musieliśmy coś pomieszać w przepisie.
- Musieliśmy?! – warknęła ruda coraz bardziej
rozumiała co się przed chwilą wydarzyło. Jednak ta świadomość nie pomagała
jej. – To ty robiłeś ten eliksir, to ty
wymyśliłeś cały ten cudowny plan ośmieszenia Malfoy’a na balu! Podajmy mu amortencje, będzie uganiał się z
Granger przez cały bal i to przy wszystkich. Ja to mam łeb! –
przedrzeźniała go, podchodząc bliżej z wojowniczą miną. – To wszystko twoja
wina idioto!
- Może to ty wzięłaś, ze składniki? – spytał
spokojnie, aczkolwiek groźnie.
Tu dziewczyna zamilkła. To faktycznie mogło mieć
sens. Poczuła się nieco głupio, co można było rozpoznać po różowych plamkach na
twarzy.
Na jej szczęście nie musiała odpowiadać na to
pytanie, gdyż w kociołku zaczęło wrzeć, jakby za chwile mikstura miała
wykipieć. Ślizgon podbiegł do stołu wyłączając ogień, po czym chwycił chochle i
zaczął ją energicznie mieszać gdyż substancja zaczęła gęstnieć. Książka z
przepisami leżała na swoim miejscu, lecz trudno było z niej cokolwiek
rozczytać, gdyż ponad milimetr dziwnego pyłu – jakby brokatu – przykrył
powierzchnie stronic.
Gdy Blaise walczył z
eliksirem, który coraz bardziej swoją konsystencją przypominał beton,
Ginny zdmuchnęła posypkę z książki.
- Naucz się czytać Zabini – powiedziała z satysfakcją.
– …dodaj fiołki, astry, jaśminy LUB
irysy. – przeczytała. – W nawiasie kwiatów
NIE należy łączyć.
- Sądziłem, że to wzmocni eliksir – burknął.
- Twoje „sądziłem” kosztowało nas upokorzenie. Moje
gratulacje – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem.
- Daj już sobie spokój Wiewióro i mi lepiej pomóż –
prychnął.
- Po co? Przecież to już nadaje się do wyrzucenia.
Ja się zmywam, nie wiem czy wiesz ale właśnie zaczęła się kolacja – powiedziała
zerkając na zegarek.
- Czyli nie chcesz zemsty? – zapytał z cwaniackim
uśmieszkiem.
- Chcę, ale znajdę sobie bardziej wykształconego
wspólnika – tu znów wzięła książkę do rąk. – Gdy pominiesz pewien składni, pomieszasz kolejność (etc.) eliksir może
wytworzyć opary, powodujące te same działanie co amortencja. Jednak zakochanie
w osobie, którą zobaczy jako pierwszą nie trwa długo, gdyż mgła szybko znika –
zakończyła zamykając głośno książkę.
- Nie zwróciłem uwagi – bąknął lekko obrażony. – No…
ale nie było tam niczego o podaniu takiego eliksiru jakiemuś Smokowi, więc możemy
spróbować – odparł szybko.
- Na Merlina, co ci tak zależy?
- A nie uważasz, że byłoby to zabawne? Wyobraź sobie
Smoka biegającego przez cały czas za Granger z kwiatami krzycząc komplementy.
- Już mi to mówiłeś – przypomniała mu nieco
zniecierpliwiona. – Ale… czemu sam tego nie chcesz zrobić?
- Bo samemu będzie nudno, na szlabanie… to znaczy
jeśli coś nie wyjdzie – dodał szybko widząc, że brwi dziewczyny podskakują do
góry.
- Przekonałeś mnie – powiedziała z ironią.
- Tchórzysz? – teraz on podniósł brwi, a usta
automatycznie wykrzywił w złośliwym uśmiechu. Wiedział, że tchórzostwo dla
każdego Gryfona jest słabym punktem.
Jak widać na Ginny ona również uznawała tą cechę
charakteru za największą zniewagę, bo jej usta zwęziły się w cienką kreskę
(podobnie jak u McGonagall), a cała jej postura zesztywniała.
- Dobra – uznała sucho. – Skoro tak bardzo
troszczysz się o swojego kumpla, żeby podawać mu świństwa swojego wytworu to
okej – powiedziała jakby zła na siebie. – To twój przyjaciel.
Zabini
skwitował to tylko uśmiechem triumfu.
Do balu, którym żył już cały Hogwart został tylko
jeden dzień. Sytuacja przypominała podobną do tej sprzed trzech lat kiedy to
odbywał się Bal Bożonarodzeniowy. Dekoracje można było podglądać już nie tylko
w Wielkiej Sali. Na korytarzach, aż świeciły flagi, szaliki, maskotki domów.
Teraz już nie tylko prefekci przygotowywali szkołę na bal. Do pomocy przyszły
skrzaty domowe, które ochoczo rozwieszały serpentyny i sprzątały wszystkie
zakamarki Wielkiej Sali. Wsparciem byli również nauczyciele, którzy chętnie
zdradzali ciekawe zaklęcia dekoracyjne. Jednak największą podporą była cała
reszta uczni. To oni byli odpowiedzialni za korytarze. Każdy dom chciał mieć
jak najwięcej swoich barw, choć ta wiadomość nieco zaniepokoiła McGonagall,
która obawiała się kolejnych kłótni i zamieszek, nie było powodów do nie
pokoju. Nawet Ślizgoni robili to z przyjaznymi minami. Można było powiedzieć,
że metoda nowej dyrektorki naprawdę się sprawdzała.
Z powodu iż pracy było jeszcze dużo, nauczyciele nie
zadali uczniom prac domowych. Ten fakt pozwolił Hermionie poświęcić chwile na
odwiedzenie skrzydła szpitalnego, gdzie nadal leżał Ron.
Od kłótni, która miała miejsce dwa tygodnie temu nie
widziała rudzielca. Z tego co wynikało z opowieści Ginny i Harry’ego czuł się
już lepiej, ale na bal nie miał pozwolenia wyjścia, co go trochę zdołowało.
Hermiona pomyślała, że warto wybyło zrobić mu niespodziankę i odwiedzić
Gryfona. Chciała się z nim pogodzić. Tęskniła już za jego głupkowatym uśmiechem
i często bezsensu wypowiedziami.
Weszła do dużej komnaty, gdzie Ron tępo wpatrywał
się w widok za oknem: wiatr targał korony drzew Zakazanego Lasu, a krople wody
przecinały spokojną tafle wody. Wraz z zamknięciem potężnych drzwi sali
rudowłosy rzucił okiem w ich stronę. Spojrzał w orzechowe oczy dziewczyny ze
smutkiem. Kontakt wzrokowy trwał może dwie sekundy, kiedy chłopak odwrócił
twarz do dawniejszej pozycji. Hermiona mimo wszystko poszła dalej. Z kamienną
miną przechodziła przez łóżka zaciskając pięści. Gdy w końcu dotarła do łóżka
Rona mogła dostrzec gojące się zadrapania i otarcia wynikające w wypadku.
Dopiero teraz przypomniała sobie ich ostatnią tak bardzo ją bolącą rozmowę.
- Cześć – powiedziała cicho siadając na łóżku obok.
– Jak się czujesz? – zapytała, a jej głos odpijał się od ścian, choć był
ściszony prawie do szeptu.
- Bywało lepiej – burknął.
- Nadal się gniewasz?
- Wcale – powiedział, a ironia kipiała z tego
zdania.
- Eh… Posłuchaj mnie, czy my musimy się kłócić o
Malfoy’a? Ja rozumiem, że to co widziałeś mogło wydawać ci się… poczułeś się
tym urażony… Ale przyznaj, że Gryfonka i Ślizgon razem słabo brzmi, szczególnie
jak mówi się o szlamie i arystokracie – mruknęła. – Więc proszę zapomnijmy o
tym. Tego dnia kiedy się pokłóciliśmy… w
tedy bardzo dużo myślałam i postanowiłam, że po balu ostatecznie zakończę
kontakty z Malfoyem… nawet jeśli ma mnie to kosztować odznaką prefekta – tu
zakończyła dając Ronowi czas na przemyślenie.
- Wiesz…
powiedział po chwili. - Ja w tedy też w tedy długo rozmyślałem i… to nie
była prawda o tym, że nie jesteś prawdziwą Gryfonką… - widać było, że
przyznanie jej racji dużo go kosztowało. – Tęskniłem za tobą.
Po Hermionie przeleciał dreszcz ulgi. Podeszła, a
raczej podskoczyła do łóżka rudzielca przytulając go z całych sił. Bardzo go
kochała i nie chciała już nigdy stracić tych brązowych oczy, rudej czupryny i
piegów rozrzuconych po całej twarzy.
- Ja za tobą też – mruknęła rozkoszując się ciepłem
swojego najlepszego przyjaciela.
Wracała ze skrzydła szpitalnego z wypiekami na
twarzy i szerokim uśmiechem. Spotkanie z Ronem, którego bardzo się obawiała,
okazało się jednym z ich najlepiej spędzonych chwil razem. Pomimo starań efektu
rumieńca i szerokiego uśmiechu pozbyć się nie mogła. Dodatkowo czuła w środku
pewną lekkość, która jakby unosiła ją w powietrzu. Chociaż tego dnia opuściła
dwa posiłki nie czuła głodu. Wystarczało jej to uczucie, które wyniosła ze
Skrzydła Szpitalnego gdy pani Pomfrey kazała jej wyjść. Odniosła wrażenie, że
tym afektem mogła by się żywić do końca życia.
- Woskowe
trolle – powiedziała, a Gruba Dama posłusznie otworzyła jej wejście do
Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Dopiero gdy przekroczyła wysoki próg dziury w
portrecie do jej uszu wleciały krzyki.
- Co tu się dzieje? – zapytała nieco zdezorientowana,
jakby przespała tydzień ze swojego życia.
Przed nią na samym środku pokoju toczyła się walka
słowna między Ginny, a Harrym, wokół nich stało wiele uczniów z wyższych klas.
Niespodziewanie wśród tłumu ujrzała Georga Weasley’a, co wprowadziło w niej jeszcze
większe zamieszanie.
Rudowłosy były Gryfon przypatrywał się temu starciu
ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i łagodnym uśmiechu. Wydawało się, że
tylko on dostrzegł przybycie Hermiony, bo spojrzał na nią i kiwnął głową na
przywitanie. Gryfonka była jednak zbytnio zadziwiona, by pomachać mu lub nawet
odpowiedzieć gest.
- Co tu się dzieje?! – podniosła głos. Ginny
przerwała w połowie słowa z wrogą miną, a Harry wyglądał na mocno
podrażnionego.
- Niech on ci powie! – żachnęła się ruda wbiegając
na schody prowadzące do dormitorium dziewczyn.
- Nie było mnie przez pół dnia, a z Pokoju Wspólnego
robi się cyrk?! – warknęła podenerwowana.
George na te słowa pogłębił nieco uśmiech.
- Nie zgadniesz kto jest naszym nowym obrońcą?! –
krzyknął Potter. – NIKT! A to dlaczego?! Ginny ci się z chęcią pochwali! –
ryknął i podobnie jak ruda wymaszerował do swojego dormitorium.
Po tym zdarzeniu
tłum nadal trwał w środku pomieszczenia głośno obgadując wydarzenie. Hermiona
podeszła do Georga, którego nie widziała już od ponad czterech miesięcy – od
tego czasu w ogóle się nie zmienił, no może teraz był o wiele bardziej
uśmiechnięty.
- Cześć! – przywitała się z chłopakiem krótkim
przytuleniem się. – Co tu się dzieje? – ponowiła pytanie.
- Kłótnia przedmałżeńska – odparł wesoło George.
- Dużo mi to nie wyjaśnia. W ogóle co tu się dzieje?
- Co?! – zapytał chłopak, który przez gwar innych
uczniów nie usłyszał pytania. Hermiona je ponowiła, lecz gdy rudy i tym razem
nie zrozumiał pokazał palcem kąt w Pokoju Wspólnym koło okna.
Gdy obje się tam znaleźli mogli już spokojnie
porozmawiać.
- O co oni właściwie się pokłócili?
- Ginny dała do zrozumienia Neville’owi, że jest
beznadziejnym obrońcą i nie ma szans u Luny – streścił z tym samym miłym
uśmiechem.
- No tak dzisiaj mieli pierwszy trening razem –
zauważyła Hermiona. – A ty co tu robisz? – przypomniała sobie.
- Będę waszym nauczycielem – odparł dumnie.
- A tak naprawdę? -
spojrzała na niego z lekkim politowaniem, ale i łagodnym uśmiechem.
- Mówię serio. Zastępuje profesor Mouch przynajmniej
do końca semestru. Oprócz tego robię licencje sędziego quidditcha.
- Ty i Mugoloznawstwo? – dziewczyna podniosła brwi
do góry uśmiechając się złośliwie.
- Trochę fartem dostałem te fuchę… No ale lepsze to
niż nic.
- No pewnie, ale czy ty cokolwiek wiesz o mugolach?
– zapytała rzeczowo.
- Przecież rok temu się go uczyłem. To proste –
ruszył ramionami, a dłonie włożył do kieszeni. – Słyszałem, że szykuje się wam
imprezka? – zmienił temat.
- Tak, McGonagall ją wymyśliła – rzekła wymijająco.
– Co znaczy fartem?
- To znaczy, że przyjechałem tu dzisiaj, bo
McGonagall załatwiła mi abym w Hogwarcie zrobił tą licencje, no wiesz taniej i
w ogóle, ostatnio zrobiła się z niej równa babka. Poszedłem się do niej
zameldować do gabinetu, a tam siedzi ta cała Mouch z łzami w oczach, no to ja
przepraszam i wychodzę, ale McGonagall zatrzymuje mnie i składa propozycje.
Powiedziała, że potrzebuje szybko kogoś na zastępstwo. Więc się zgodziłem –
opowiedział jakby gadał o pogodzie.
- Nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie w roli
nauczyciela – przyznała lekko zszokowana Hermiona.
- Tak szczerze to ja też.
- A tak właściwie to co się stało profesor Mouch?
- Nie mam pojęcia, ale nie wyglądała najlepiej,
mieszanka Trelawney z Quirrellem, no wiesz, kiedy jeszcze nie było wiadomo, że w
turbanie trzyma Voldemorta.
Teraz to wspomnienie wywołało w Hermionie śmiech.
- To teraz jesteś naszym opiekunem – powiedziała z udawaną powagą.
- Na to wygląda. Na razie mieszkam w dormitorium chłopców na
miejscu Rona, a potem przejmę gabinet po Mouch.
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwile kiedy Hermiona
przypomniała sobie o warcie na czwartym piętrze. Niestety dyżur ten dzieliła z
drugim prefektem naczelnym. Nie była tym zachwycona i jakby tylko przypomniała
sobie o tym ciut wcześniej zapytałaby Lunę o zastępstwo.
Miała już półgodzinne spóźnienie, gdyż dyżur zaczynali o 21.00.
Gdy doszła do wyznaczonego punktu patrolu do spóźnienia doszło
jeszcze pięć minut. Czekała na dogryzanie Ślizgona, jednak nic takiego się nie
wydarzyło. Draco siedział na parapecie oparty o ścianę. Głowę miał lekko
przechyloną w prawo, a oczy przymknięte. Jego oddech był miarowy. Wyglądało na
to, że spał. Dziewczyna z lekka zdziwiła się, że Ślizgona znużył sen o tak
wcześniej porze, jednak gdy przypomniała sobie, że chłopak (o dziwo)
zaangażował się w bal i dużo nad nim pracował stało się jasne, że był zmęczony.
Najciszej jak mogła usiadła naprzeciw Malfoy’a w podobnej pozycji,
jednak jej głowa była teraz zwrócona do okna by podziwiać nocny widok na boisko
quidditcha i świetliste niebo obsypane gwiazdami.
Draco najwidoczniej nie należał do osób posiadających twardy sen.
Gdy Hermiona postanowiła poczytać i otworzyła książkę, którą ze sobą przyniosła
jego powieki lekko zadrgały, by pochwali ujawnić szare tęczówki Ślizgona.
Poprawił się na parapecie nie zauważając Gryfonki. Dopiero po chwili
zorientował się gdzie i z kim jest.
- Spóźniłaś się – zachrypiał.
- Zasnąłeś – odpowiedziała nie odrywając wzroku z książki.
- No co ty nie powiesz – zironizował i znów się poprawił. – Nie
byłaś na dekoracjach.
- Byłam u Rona – powiedziała zirytowana, że wciąż próbuje z nią
nawiązać rozmowę. Powtarzała sobie w duchu: po
balu koniec, po balu koniec.
Draco prychnął pod nosem na tą wiadomość.
- Ty sobie odwiedzasz rudzielca, a my pracowaliśmy w szóstkę.
- Ja nic nie mówiłam gdy ty na początku miziałeś się z Parkinson
zamiast nam pomagać – w końcu zaszczyciła go spojrzeniem. Jednak było ono zimne
i bez większych uczuć.
- Wcale się z nią nie miziałem. Nie wiesz to nie osądzaj – syknął
najwidoczniej również zirytowany.
Przyzwyczaił się do osądzania go o śmierć Dumbledore’a przez
innych choć i tak nie wiedzieli jak było naprawdę – już się tym tak bardzo nie
przejmował. Ale teraz gdy znów został oczerniony za coś czego nie zrobił poczuł
ten sam dołek.
Siedzieli tak jeszcze z piętnaście minut w ciszy kiedy Malfoy
zszedł z parapetu.
- Jutro przyjdę po ciebie za piętnaście osiemnasta. Postaraj się
być już w tedy gotowa – odparł sucho.
- Czekaj, gdzie ty idziesz? –zdziwiła się dziewczyna.- Zostało nam
jeszcze pół godziny.
- Ja patrolowałem przez półgodziny sam ty też możesz – po tych
słowach odszedł.
Hermiona na początku chciała powiedzieć, że to niesprawiedliwe…
Ale to było sprawiedliwe. On sam tu siedział przez pół godziny i ona też
musiała. Mimo wszystko czuła gniew. Nie wiedziała, że tak trudno siedzieć w
półmroku, sama na korytarzu w Hogwarcie. Można powiedzieć, że czuła nawet
strach. Samej jej wydawało się to śmieszne, ale bała się. I to nie tego, że
zaraz jakieś mroczne stworzenie wyjdzie zza zakrętu, a dziwnej atmosfery
panującej w nocy w szkole. Chcąc zapomnieć o tym, zajęła się pierwszym lepszym
wątkiem, który przyszedł jej do głowy.
Malfoy.
Dlaczego
on?! Zapytała samą siebie w duchu. Może dlatego, że ich kontakty się
oziębiły od czasu sprzeczki w tunelu prowadzącym do Hogsmeade. Ostatnio
przestał ją nawet wyzywać czy posyłać kąśliwe uwagi w jej kierunku. Unikał jej
i był zimny, jak nigdy.
Zastanawiając się nie spostrzegła kiedy minął jej czas końca warty.
Odgoniła od siebie obraz zimnych oczu Ślizgona, wiedząc, że i tak po balu już
nigdy nie będzie miała prawa ich przywoływać w pamięci. Po balu koniec.
Rozdział jak zawsze świetny. Podoba mi sie twój styl pisania, est lekki i bardzo przyjemnie się czyta twoje opowiadanie. Licze, że następny rozdział pojawi sie już jeidługo, bo niecierpliwie na niego czekam. W wolnej chwili zapraszam na mojego bloga o dramione, może ci się spodoba: http://wild-young-love.blogspot.com/ pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział.Już nie mogę się doczekać następnego:)
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział . Czekam na 12 :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :-)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie Mojeminiopowiadania.blog.onet.pl
Jestem na siebie tak strasznie zła że ło matko.
OdpowiedzUsuńJak ja mogłam tak zaniedbać Twoje opowiadanie? :x
Wstyd!
Przepraszam :C
Ale już jestem i szybciutko komentuje c:
Nie mogę się doczekać balu :3
Hahaha, fajna była ta sytuacja między Ginny a Zabinim kiedy ważyli eliksir :D Mam nadzieje, że Ruda się rozstanie z Harrym i będzie z Blaisem :3
W sumie to cieszę się że Ron i Hermiona się pogodzili, mimo że za Weasleyem nie przepadam xd
Um, George nauczycielem? :D Fajnie! Jestem strasznie ciekawa co się stało z panią Mouch? A to nie była Hooch? xd Sama już niewiem xd
jak już pisałam, nie mogę doczekać się balu i czy Zabini ten eliksir wykorzysta na Draco :D
Wspominałam już że rozdział wyszedł cudownie? Chyba nie.
Rozdział jest g e n i a l n y.
Czekam z niecierpliwością na następny ;p
zapraszam: droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Bardzo mi się podobał ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się balu, kiedy Miona założy tą sukienkę... Ahh.
Pisz szybko kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny :D
Świetny rozdział!!! Kocham twojego bloga :D
OdpowiedzUsuńFajny wątek z tym eliksirem :))
Cudowny rozdział ;p
OdpowiedzUsuńMasz fajne, oryginalne pomysły :)
Brawo!
Na ile rozdziałów przewidziałaś to opowiadanie? :>
OdpowiedzUsuńSuper blog!
Tak szczerze to, to opowiadanie jest pisane na tak zwanym "spontanie". Nie mam ustalonego zakończenia, ani co ma się wydarzyć za pięć rozdziałów.
UsuńWiem, że jest to bardzo amatorskie podejście, ale jestem amatorką. Jest to mój pierwszy blog ff i traktuję do jako zapoznanie się z tym rodzajem blogów.
Ogólnie czerpie pomysły prosto z głowy i mam nadzieje, że nie zabraknie mi ich przez długi czas. ;)
Bllof.
a ok , ok :D
UsuńNo, teraz już 10 komentarzy jest więc rozdział będzie? ;p
Świetny blog. Bardzo mi si podoba. Już nie mogę doczekać się następnego! Jak będziesz miała chwilę-zapraszam do mnie : http://teuczuciaschowamygleboko-dramione.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWitam cię!
OdpowiedzUsuńZależy Ci na wyjątkowym wyglądzie twojego bloga? Chcesz mieć idealnie pasujący szablon? Interesujesz się grafiką? Zapraszam do The Spiral Graphic, szabloniarni w której tworzymy z pasją i wkładamy serca w nasze prace. Wpadnij, nie pożałujesz.
(nabór na Spiral został otwarty, jeśli robisz grafikę, zgłoś się)
Pozdrawiam, Ada Howard [www.the-spiral-graphic.blogspot.com]
GEOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOORGE <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńKocham czytać twój blog :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na mój :) http://soyouareunreal.blogspot.com/