poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział 6


Przyszła druga połowa września. Pogoda był naprawdę zmienna. Ranno mieszkańcy budzili się przez promienie słoneczne, a popołudnie spędzali tuląc się z zimna do swoich szat.
                Na lekcjach co chwila padały prośby o przyciemnianie i rozjaśnianie szyb okien.
                Draco ostatnimi dniami nie mógł spać, przez całą noc chlał Zabini rozmawiając o wszystkim, dręczyły go koszmary ze Śmierciożercami lub co najgorsze (a przynajmniej jak na jego logikę) ciągle rozmyślał o dyżurach z Granger – jego wiecznym wrogiem. Nadal jej nienawidził – do tego był przekonany. Jednak czas który z nią spędzał działał na niego oczyszczająco, choć zawsze drażnił ją gdy już się rozchodzili mówiąc, że musi się teraz porządnie umyć po takiej dawce szlamu.
Zauważył, że się uśmiecha wspominając te chwilę – od razu je przepędził.
                Wstał z łóżka przeciągając się. Rozejrzał się po pokoju. Ciemne, zielone pomieszczenie było dość skromnie urządzone. Antyczne biurko świeciło pustkami, znajdowała się tam tylko niewielka lampka i pióro z atramentem. Na krześle, które było w komplecie do biurka leżały wczorajsze ubrania. W prawym rogu stała bukowa szafa, ale nadal świeciła pustakami, koło niej znajdował się olbrzymi, otwarty kufer w którym to Draco trzymał ubrania. Na prawo od szafy była mała gablotka w której blondyn umieszczał książki, podręczniki i  inne przybory szkolne. Koło niego czarna skórzana pufa w której trzymał alkohol, z tego samego zestawu fotel. Naprzeciwko gablotki stało łóżko, szafka nocka i drzwi prowadzące do małej łazienki.
 McGonagall powiedziała mu, że może zmieniać wystrój dormitorium i urządzić je po swojemu, jednak on uznał, że wygląd pokoju nie ma dla niego znaczenia byle nie znajdował się w nim herb Gryffindoru. Miał tu wszystko czego potrzebował, no oprócz okna. 
                Ubrał na siebie luźną koszulkę, szare szorty przed kolano i adidasy. Przeszedł Przez Pokój wspólny normalnym krokiem, nie starając się nawet utrzymać ciszy.
                Wyszedł z zamku bocznymi drzwiami  i dopiero teraz zauważył jak wcześnie wstał. Słońce ledwo co pokazywało się spod koron drzew Zakazanego Lasu. Po ciele przebiegły mu lekko dreszcze, nie było za ciepło ale wiedział, że już nie uśnie i siedzenie w dormitorium było by bez sensu. Nie chciał też się wracać po bluzę, szczególnie, że przeczuwał iż Filch mógłby go znów przyłapać . Wzruszył ramionami po czym jak najciszej zamkną drzwi.
                Ze snu Hermione obudziło miauczenie Krzywołapa żądającego jedzenia.
                - Mogłam cię zostawić w domu. – burknęła zaspana dziewczyna ziewając. Jednak głos kota nie ustępował.  – Przecież wstaję kocurze! – usiadła na łóżku rozciągając się. Wstała szukając różdżki.     - Jeszcze raz mnie tak obudzisz, a zapoznam cię z panią Noris! – naburmuszyła się bo nadal nie wiedziała gdzie posiała różdżkę. – Na Merlina gdzie ona jest?!
                Szukała ospale w każdym koncie w swoim dormitorium. Wlekła się do biurka pod ścianą z herbem Gryffindoru. Przekopała wszystkie książki i pergaminy, które zostawiła po wczorajszej nauce. Wysypała ołówki z drewnianego pojemniczka. Dobry humor nie poprawiał jej fakt, że zwierzę plątało się jej pod nogami. Podeszła da kufra, w którym trzymała wszystkie szaty i mundurki szkolne – ale poszukiwania nie przynosiły skutku. Okrążyła cały pokój przeglądając każdy kąt.
                - Dobra idziemy na łów. – oznajmiła do równie zniecierpliwionego Krzywołapa. Nawet nie przebierając się ruszyła do Pokoju Wspólnego. Popatrzyła na złoto-czerwony pokój w miną tropiciela. Szukała jakiegokolwiek pożywienia dla swojego kota, który co chwilę wydobywał z siebie miauczenie.
                - Nie pomagasz mi.- szepnęła trzymając palec wskazujący koło ust do kota, lecz nie usłyszała zrozumienia. – Dobrze to idziemy do  Hagrida. I zastanowię się czy nakarmisz się ty, czy Kieł! – burknęła i wzięła kota na ręce. Wróciła do dormitorium po szarą grubą bluzę. Chciała jeszcze założyć spodnie od dresu ale Krzywołap nie dał jej możliwości zrobienia tego.
                Wyszła powoli rozglądając się dyskretnie czy korytarz jest czysty.
                - A teraz mi tylko miaukniesz. – ostrzegła szeptem kota grożąc mu palcem, który tylko przekręcił głowę w prawo. Puściła go z rąk.
                Zeszli niepostrzeżenie na parter i skierowali się w stronę bocznych drzwi. Krzywołap prowadził z dużą przewagą. Hermiona nie była pewna czy odwiedziny gajowego są dobrym planem nie dlatego, że nie chciała go odwiedzić, a dlatego, że ktoś może ją przyłapać na opuszczaniu zamku.
                Gdy było już dość widno z nieba polały się pierwsze duże krople. Malfoy skrzywił się, bo wiedział, że za nim dobiegnie do bocznych drzwi będzie już cały mokry.
                I tak też było. Gdy otwierał drzwi koszulka przykleiła się do jego torsu. Z włosów ciurkiem leciała woda po skroni, a buty zdążyły już przesiąknąć. Wszedł powoli, ale nawet nie zdążył domknąć drzwi gdy z zakrętu usłyszał miauczenie.
                - Pieprzona Noris. – burkną cicho. Nie zamykając drzwi schował się za srebrną połyskującą zbroją. Po chwili uznał, że to durnowaty pomysł, bo kocur i tak go namierzy, a jeśli nie to na pewno pomogą mu w tym jego ślady.
                - Zatrzymaj się. Krzywołap. – szeptała Gryfonka lecz bez skutku. Podbiegła chwytając kota, który miaukną z zaskoczenia jakiego dostał. – Ale Kieł będzie miał śniadanie.
                Hermiona skręciła w boczny hol w którym znajdowały się drzwi. Zamarła gdy drzwi były uchylone. Stała tak przez chwile, dopiero gdy pupil przebił bluzę drażniąc jej skórę oprzytomniała. Jej wzrok powędrował na kałuże przy drzwiach i ślady prowadzące za zbroję. Wybuchła cichym śmiechem na widok przemoczonego do sutej nitki Ślizgona.
                Patrzył na nią z pożaleniem, gdy w końcu opanowała chichot.
                - Skończyłaś? – zapytał poirytowany mierząc ją wzrokiem od granatowych trampek za kostkę, przez zielone szorty, szarą bluzę, roześmianą twarz, po wysokiego, rozwalającego się koka.
                - Jeszcze chwilka. – zły humor odszedł w niepamięć. W końcu to ona naśmiewała się z Malfoya. – Co ty tu robisz?
                - Wiesz myłem się całą noc po wczorajszym dyżurze i teraz schnę, żeby dormitorium nie pobrudzić. – burkną. Ta uwaga jednak nie zmieniła nastroju szatynki, która nadal rechotała pod nosem. – pomożesz mi? – w końcu zapytał zniecierpliwiony.
                - Ja?! Przecież mogę cię jeszcze zarazić. Mamy dzisiaj zebranie, nie chcę żebyś je ominą przez mycie się… – zironizowała.
                - Dobra przestań już. Zimno mi! – coraz bardziej się niecierpliwił.
                - Zimno?! Przecież twoje serce cały czas jest zamarznięte, powinieneś się przyzwyczaić.
                - Długo będziesz się jeszcze droczyła, nie mam całego dnia.
                - Ale ja mam. – uśmiechnęła się zwycięsko. Na co kot miaukną co miło znaczyć, że mu też się śpieszy.
                - Dobra zapamiętaj tą chwile bo może ona być jedyną w całym twoim życiu. - zrobił przerwę. – proszę. – rzucił bez emocji.
                - Niby w jaki sposób mam ci pomóc? – westchnęła.
                - No wiesz uczysz się tu od sześciu lat. Może jakieś „czary mary”? – pomachał rękami.
                - Nie mam różdżki. – odparła pustym tonem.
                - Przecież ty ją zawsze nosisz!
                - Ty też.
                - Oj dobra, nie zgrywaj się. Wiem, że ją masz. – w końcu wyszedł z cienia zbroi.
                - I co? Chcesz mnie przeszukać? – zapytała z sarkazmem.
                - Jeśli będzie trzeba. – powiedział poważnie przybliżając się nieznacznie. – No ale potem będę musiał naprawdę siedzieć cały dzień na deszczu by się domyć. – dodał.
                - Ile mam ci powtarzać, że jej nie mam?! W ogóle nie wiem po co ja z tobą ciągle gadam! – powiedziała odwracając się napięcie.
                - Wiesz, że jeżeli Filch mnie złapie to zapewne da mi szlaban. Więc nie zobaczysz mnie na zebraniu… - dziewczyna momentalnie się zatrzymała.
                - Nadal nie wiem w jaki sposób mam ci pomóc. – odwróciła się mieć spokojny ton i nie rzucić w arystokratę Krzywołapem.
                - Mogła byś pójść po różdżkę. – zaproponował obojętnie wkładając ręce do mokrych kieszeni spodni.
                - Problem w tym, że nie mam pojęcia gdzie ona jest. – tu jej głos nie był taki spokojny, a zniecierpliwiony.  Chłopak parskną.
                - To idź po moją. – wzruszył rękoma.
                - O nie! Nigdy nie wejdę do twojego dormitorium. – zaparła się.
                - To będziemy tu tak czekać, aż w końcu nas ktoś złapie. – mruknął kiwając się.
                - Już dobrze, pójdę po nią. Tylko gdzie ona jest? – westchnęła.
                - Pod poduszką. – odparł bez emocji. 
                - Śpisz z różdżką?
                - A ty z książkami. O gustach się nie dyskutuję. – nadal był spokojny.
                - Eh… dobra. Trzymaj go. – przybliżyła się do blondyna wystawiając ręce.
                - Nie lubię kotów! – wystawił ręce do obrony.
                - Uwierz mi on ciebie też nie polubi. – wcisnęła mu go na siłę. Co zwierzak skwitował miauknięciem.
                - Zamknij się. – warknął Draco, trzymając go jak najdalej.
                - Ale pamiętaj robie to tylko dlatego, aby na zebraniu byli wszyscy. – pokazała mu palcem.
                - No oczywiście. – uśmiechną się ironicznie. Posłała mu mordercze spojrzenie i odwróciła się na pięcie. – A i jakie jest hasło? – przypomniała sobie w ostatnim momencie.
                - Slytherin jest lepszy od Gryffindoru. – uśmiech chłopaka się powiększył, a dziewczyna podniosła do góry brwi.
                - No tak, czego bym się po was spodziewała.
                - Aż żałuję, że nie mogę iść, by usłyszeć to z twoich ust. – zaśmiał się.
                - Palant. – burknęła szatynka odchodząc w głąb głównego korytarza, by pochwali skręcić w boczny korytarz.
                Wzrok Malfoya znów utkwił na pośladkach Gryfonki, które były zasłonięte tylko cienkimi szortami. Krzywołap gdy zauważył gdzie patrzy Ślizgon zwrócił mu uwagę  głośnym miauknięciem.
                - Zamknij się. Chodziło mi o kolor szortów. Zapewne pod bluzą ma bluzkę z naszym herbem. – zmarszczył brwi, na co kot tylko pokręcił głową.
                Pokoju Wspólnego Ślizgonów pilnował potężny mężczyzna z wężem na ramieniu. Na widok Gryfonki jego mina zdradzała zszokowanie.
                - Eh… yyy… Ślizgonii są lepsi od… eh… Gryfonów. – w końcu wydusiła to z siebie szatynka.  Mężczyzna nie zdążył niczego powiedzieć gdy drzwi otworzyły się. Hermiona weszła nieśmiało w głąb pomieszczenia. Obejrzała się do o koła. Jedynym źródłem światła był kominek ziejący turkusowym ogniem. Na ścianach rozwieszone były flagi i szalki z herbem Domu Węża. Wokół kominka postawione były brązowe kanapy ze skóry a w środku wielki dywan z sierści dzika. Skrzywiła się. Po drugiej stronie pokoju rozciągała się duża biblioteczka wbudowana w ścianę. Hermione aż kusiło by podejść i zobaczyć co ciekawego czytają Ślizgonii. W kącie znajdowały się cztery szare pufy tworzące okrąg w którym znajdował się malutki drewniany stoliczek na którym leżały zaczarowane karty. Po przeciwnej stronie pokoju znajdowały się dwa stoły z rozłożonymi magicznymi szachami. Na lewo od nich znajdowało się podwyższenie z dwoma drzwiami. 
                Pokój Wspólny Slytherinu różniło się od tego na siódmym piętrze, który należał do Gryffindoru. Ten był elegancki, dumny, szlachetny.
                Hermiona podeszła do pary drzwi. Uchyliła te po prawej zaglądając w głąb. Zauważyła, że drzwi prowadzą do korytarzu z kolejną parą drzwi. Przymknęła je dość szybko i chwyciła za drzwi obok. Przed dziewczyną wyłoniły się nie strome eleganckie schody. Zeszła po nich idąc do kolejnych drzwi otworzyła je tak samo delikatnie jak wcześniejsze.
                Weszła niepewnie również badając teren. Zauważając jedno łóżko wypuściła powietrze z ulgą. Od razu zwróciła się w stronę niepościelonego łóżka. Usiadła na brzegu przyglądając się szarej pościeli z herbem Slytherinu. Zapach mięty miło łaskotał jej  nozdrza. Dopiero po chwili przypomniała sobie po co tu jest. Zajrzała pod puszystą poduszkę.  Chwyciła gwałtownie różdżkę i już chciała wyjść gdy jej uwagę przykuła półka nocna. Podeszła do niej nie pewnie. Włożyła czarodziejski patyk do kieszeni bluzy i popatrzyła na fotografie oprawioną w miedzianą ramkę. Mały Draco przytulający pluszowego smoka. Dziewczyna uśmiechnęła się biorąc zdjęcie w rękę.
                - Co ty tu robisz?! – usłyszała nagle  zza pleców.

                                                                                                              *
                - J-ja… yyy… czekam na Malfoya! – wymyśliła na poczekaniu Hermiona. Starała się by jej ton był przekonujący, ale gula w gardle utrudniała jej zadanie.
                - Czekasz na Smoka? – Blaise podniósł do góry jedną brew.
                - T-tak, mamy zebranie z-za godzinę i j-ja miałam z nim ustalić szczegółu balu wcześniej, ale jak tu przyszłam to g-go nie było. – dziewczyna patrzyła na swoje dłonie położone na udach.
                - A skąd masz hasło? – splótł ręce na piersiach przyglądając się badawczo Granger.
                - Usłyszałam je wczoraj… od pierwszo roczniaków na korytarzu. – pokiwała energicznie głową.
                - Cholerne gnoje... – mrukną czarnoskóry chłopak. – a do dormitorium?
                - Do dormitorium? – zdziwiła się szatynka. – przecież tu są normalne drzwi.
                - Na hasło. – oznajmił jej Zabini, lecz ona jeszcze bardziej się zmieszała.
                - Że co proszę? – wstała. Czuła się nie pewnie przy wysokim, dobrze zbudowanym Ślizgonie. – Nie było żadnego hasła… - Blaise zmarszczył brwi.
                - Dobra z ciebie bajko-pisarka.
                - Ale ja mówię poważnie! Drzwi się same otworzyły, bez żadnych haseł! – tłumaczyła Gryfonka.
                - Nie musisz się tłumaczyć. – olśniło go. Uśmiechną się nagle kapitan drużyny Domu Węża chowając przy tym ręce do kieszeni bordowych spodni od dresu.  Dziewczyna jeszcze bardziej się zmieszała. – potrafię dochować tajemnicy. – puścił jej oczko.
                - Nie bardzo rozumiem. – prefekt naczelna zmarszczyła brwi.
                - Cieszę się, że Draco w końcu przestał się trzymać reguły czystej krwi. – uśmiech nie schodził z jego przystojnej twarzy.
                - Czy ty sądzisz, że Malfoy i ja? – Hermiona zaśmiała się teatralnie. – Wolne żarty!
                - Nie musisz mi się tłumaczyć. Cieszę się.
                - Ale mnie i jego nic nie łączy! – warknęła.
                - Dobrze, dobrze. Nic nie mówię. – pokazał dłonie na oznakę poddania się. – Czekaj tu sobie na niego, a ja ci nie przeszkadzam. -   już chciał wychodzić.
                - Ja już jednak pójdę. – szybko przeszła trasę do drzwi wymijając Ślizgona.

                - Ile można czekać? Powinnaś wykąpać tego kocura. I nie tylko dla tego, że co chwila jest dotykany przez szlame. - Szybko oddał jej pupila.
                - Mamy większe problemy. – odparła wyciągając różdżkę.
                - Mamy? – podniósł brwi przejmując magiczny patyk.
                - Zabini myśli, że jesteśmy razem. – oznajmiła poważnie z trochę nieśmiałym tonem. Chłopak parskną śmiechem.  – Ciszej. – położyła palec na ustach.
                - Znów przesadził z Ognistą czy jak? – Draco sądził, że dziewczyna go wkręca.
                - Nakrył mnie w twoim dormitorium. Skłamałam, że czekam na ciebie bo mamy omówić bal. – odparła szeptem. – nie bardzo w to uwierzył.
                - Bo ty nie umiesz kłamać Granger. – do Dracona powoli dochodziła sytuacja w jakiej się znalazł.
                - Musisz mu wszystko wyjaśnić. – pominęła jego uwagę. – Jak najszybciej. – dodała i odwróciła się na pięcie by w końcu ruszyć w stronę chatki Hagrida. Jednak lejący deszcz zniechęcił ją do tego. – Skoro masz już różdżkę to wyczaruj mi karmę dla kota.
                - Co proszę? – podniósł wymownie brwi.
                - Pamiętaj, że dzięki mnie masz ją teraz przy sobie. – zmroziła go wzrokiem.
                - Dobra już dobra. – wyszeptał zaklęcie podając jej niewielką paczuszkę. – Ale następnym razem wystarczy zwyczajne proszę. – uśmiechną się kpiąco.
                - Dziękuję. – odparła gwałtownie. – A teraz pozwól, że udam się do siebie póki nas ktoś zobaczy. – nie czekając na odpowiedź wyminęła go kierując się w stronę schodów.
                I tym razem nie mógł się powstrzymać spojrzeć na biodra Gryfonki. Oprzytomniał dopiero gdy zniknęła za zakrętem. Paroma ruchami różdżki podłoga znów była sucha i czysta, a jego ubrania wróciły do porządku.
Gdy dziewczyna weszła do Pokoju Wspólnego jeszcze nikogo tam nie było.
                Od razu gdy weszła na do dormitorium rzuciła się na łóżko rzucając w kąt karmę. Krzywołap nie pozwolił jej długi odpoczynek. Wbił ostre pazury w delikatną skórę na plecach Hermiony.  Westchnęła zrzucając delikatnie pupila odpakowując ciemnozieloną paczuszką. Przypomniała sobie o zaginionej różdżce. Szybko wsypała kotu jedzenie i znów ruszyła na poszukiwanie różdżki.
                Przeszukała na nowo dormitorium i Pokój Wspólny jednak bez efektów. Zmęczona i przygnębiona opadała na kanapę naprzeciwko kamiennego kominka.
                - Co się stało? – zza drzwi od dormitorium chłopców wyszedł Ron.
                - Zapodziałam gdzieś różdżkę. – powiedziała z rozpaczą w głosie.
                - Różdżkę? Miona ty przecież zawsze masz ją przy sobie. – chciał ją rozśmieszyć ale nie udało mu się to. Dziewczyna oparła głowę o zaciśnięte dłonie.
                - Właśnie! A teraz jej nie ma przeszukałam cały dom i nigdzie jej nie ma. Jestem taka nieodpowiedzialna! – rozpacz była jeszcze większa.
                - Herm. – rudy usiadł koło dziewczyny i otulił ją ramieniem. – Nie obwiniaj się, ja swoją co chwila gubię albo łamię. To nie powód żeby się załamywać.
                - No ale co powiedzą nauczyciele? Czym będę czarować?! A przecież jak na razie nie wybieramy się na Pokątną.
                - Em… - chłopak na początku nie wiedział co powiedzieć. – Przecież nauczyciele nie zabiją cię tylko dlatego, że zgubiłaś różdżkę. Na razie będziesz mogła odpocząć od zadań w praktyce i skupić się na notatkach. O i przecież możemy poprosić McGonagall by wyraziła zgodę abyśmy tam razem poszli. Od razu będziemy mogli kupić dekoracje na bal. – szybko wymyślił na poczekaniu i był zdziwiony, że wymyślił takie mocne argumenty.
                - Oh, Ron jesteś kochany. – po tych słowach zawiesiła mu się na szyję. – Ale wiesz ja bardzo lubiłam tą różdżkę… przyzwyczaiłam się do niej. – znów posmutniała bo uświadomiła sobie, że będzie musiała zakupić nowy magiczny patyk.
                - A kiedy ostatnio jej używałaś? – zrobił minę zamyślonego. Gryfonka szybko próbowała sobie przypomnieć wczorajszy dzień.
                Rano wysuszyła sobie włosy i pościeliła łóżko za pomocą różdżki, potem na zajęciach obrony przed czarną magią, transmutacja i na historii magii pisała nią notatki. Następnie ćwiczyła w dormitorium parę zaklęć, miała dyżur z Luną, a następnie poszła wykąpać się w łazience prefektów – oświeciło ją.
                Szybko wstała.
                - Łazienka prefektów. – powiedziała energicznie kierując się w stronę drzwi. Weasley bez większego namysłu pobiegł za nią.
Gdy weszli do łazienki panowała w niej głucha cisza. Kafelki świeciły na ścianach odbijając światło słoneczne wydobywające się z okna. W centrum pomieszczenia znajdował się niewielki basen z mnóstwem pozłacanych kurków na jednym z brzegów. Po jednej ze ścian łazienki znajdowały się wykute półki, zaczarowane w taki sposób aby rzeczy w niech umieszczone nie były mokre.
Dziewczyna podbiegła do jednej z półek do której wczoraj kładła rzeczy jednak tam nie było jej różdżki, rozejrzała się po pokoju ale bez skutku.
- Może ktoś tu wczoraj był i ją zabrał? – dał pomysł rudowłosy, który również szukał zguby.
- Trzeba iść do Filcha, przecież do jego gabinetu trafiają zagubione rzeczy. – dziewczyna nie zastanawiając się dłużej szła w stronę wyjścia. Ron szybko do niej podbiegł i chwycił za ramie.
- Lepiej zróbmy to po śniadaniu. Jak znam życie pewnie da nam szlaban za włóczenie się rano po zamku i dodatkowo za przeszkadzanie mu. – powiedział łagodnie.
- Masz racje, choć pójdziemy się przyszykować. – Granger podniósł się humor.

- No, no Smoku nie podejrzewałem, że mnie posłuchasz. – Zabini przywitał przyjaciela kpiącym uśmiechem gdy tylko wszedł do Pokoju Wspólnego.
- O czym ty mówisz? – chłopak spojrzał na niego jak na idiotę.
- Ty dobrze wiesz o czym mówię. Granger wpadła w twoje sidła nie ma co! – zaśmiał się czarnoskóry. Nie robił sobie nic z tego że wszyscy Ślizgoni jeszcze śpią.
- Tym bardziej nie wiem o czym do mnie rozmawiasz. – prychnął.
- Dobrze wiesz. – znów się uśmiechną pokazując swoje równe białe ząbki.
- Chodzi o to, że upadłeś na ryj i twierdzisz, że ja i ta szlama jesteśmy razem? Niedoczekanie! – zaśmiał się teatralnie.
- O jacy wy słodcy nawet udajecie tak samo. – kpił. – Słabo. – burknął po czym znów pokazał hollywoodzki uśmiech.
- Ale ty jesteś głupi. Słabo łączysz fakty. Przyszła tu po to żeby omówić bal. – westchnął.
- O! Czyli widzę, że znalazłeś parę. – uśmiechną się drwiąco.
- Nie! Stój! Nie to miałem na myśli. – jęknął. – chodzi mi o dekoracje.
- A, stroje chcieliście omawiać! Trzeba było tak od razu.
- Diable jak ja cię nie cierpię! – warknął, po czym rzucił mu poduszkę w twarz i skierował się do dormitorium.
- Pensy będzie zła. – westchną Blaise przyglądając się swoim paznokciom.
- A co mnie ona obchodzi. – burkną.
- Czyli jesteście razem! – znów się zaśmiał, jak on uwielbiał go łapać za słówka.
Blondyn zamiast słów, użył środkowego palca. I nie spoglądając już na przyjaciela udał się do dormitorium.

- Dzień dobry panie Filch. – Gryfonka starała się by jej głos wydawał się jak najmilszy.
- Czego chcesz? – burkną woźny nie spoglądając na dziewczynę, która odwiedziła jego gabinet.
- Szukam różdżki. – uśmiechnęła się przyjaźnie. – zgubiłam ją wczoraj w łazience prefektów. Czy był tu ktoś wczoraj wieczorem z różdżką z winorośli i włókna smoczego serca, 10 ¾ cala. – tłumaczyła szatynka.
- Czy to coś takiego? – schylił się do jednej ze swoich szuflad. Dziewczyna ucieszyła się na myśl, że znów odzyska swoją własność. Lecz jej radość rozpłynęła się gdy Argus pokazał jej tępy ołówek, po czym zaśmiał się doniośle. Dziewczyna prychnęła.
- Ale się panu dziś żarcik trzyma. – burknęła cicho Miona.
- Coś powiedziała?! – znów się naburmuszył.
- Ależ nic. Dziękuję dowidzenia. – szybko się opamiętała i już jej nie było.
Dziewczyna cały dzień chodziła podłamana. Na lekcjach nie była aktywna co zaskoczyło innych uczniów i nauczycieli. Nawet profesor Mouch, która dopiero od tego roku zaczęła uczyć w Szkole Magii dostrzegła, że Hermiona nie jest sobą.
- Hermiono wszystko w porządku? – młoda kobieta z burzą czarnych loków na głowie bacznie przyglądała się uczennicy, która pakowała swoje książki do torby.
- Tak oczywiście. – Granger postarała się na uśmiech ale ze słabym rezultatem.
- Chyba coś cię trapi. – spojrzała na nią przyjacielsko nauczycielka.
- Bo wie pani. – dziewczyna trochę się speszyła. – Bo ja mam pewien problem z moją różdżką. – oznajmiła czerwieniąc się na policzkach.
- Co się stało? – zapytała zainteresowana.
- Zgubiłam ją. – oznajmiła szybko jeszcze bardziej się czerwieniąc.
- Oh… nie przejmuj się. Na pewno sobie z tym poradzimy. – uśmiechnęła się życzliwie. – wiesz co to nadajniki? – zapytała.
- Mniej więcej. W mugolskim świecie strasznie dużo się o tym mówi. – uśmiechnęła się delikatnie Gryfonka.
- Tak więc wyobraź sobie, że w świecie magii jest to już stary gadżet ale nadal przydatny. Dodatkowo zdradzę ci, że twoja różdżka jak i większość innych posiada taki właśnie nadajnik.
- To wspaniale! Wie pani gdzie ona jest? – dziewczyna znów się rozpromieniła.
                - Nie tego jeszcze nie wiem. Ale za parę dni mogę się dowiedzieć. Musisz tylko mi zdradzić gdzie twoja różdżka została zakupiona.
- Jak najbardziej. Kupiłam ją w „Różdżkach Ollivandera”. -  uśmiechnęła się wiedziała, że już niedługo odzyska zgubę.
- W najbliższym czasie skontaktuję się z panem Ollivanderem, a dzisiaj popytaj innych uczniów czy jej przypadkiem nie widzieli. – uśmiechnęła się ostatni raz i wróciła do esejów, które wcześniej sprawdzała.
- Dziękuję bardzo. – i uradowana wyszła z klasy.
  
Pokój życzeń zapełnił się wraz z nadejściem 19.00. Wszyscy prefekci byli podnieceni nadchodzącym balem.
- Cieszę się, że wszyscy przybyli. – zaczęła Hermiona spoglądając ze kpiącym uśmiechem na Dracona, który siedział na jednym z bocznych foteli. Sama zaś stała naprzeciwko wielkiej kanapy, na której siedziało najwięcej  prefektów. Prychnął. – Więc każdy dobrze wie, że musimy zacząć przygotowywać dekoracje i tym podobne. Powinniśmy już dekorować salę, bo jest tego naprawdę dużo.
- Może spotkamy się w sobotę po kolacji? – zaproponowała Luna, która siedziała standardowo na kolanach swojego chłopaka.
- Okej to jesteśmy umówieni… - nie zdążyła powiedzieć kiedy silne ciało pchnęło ją bokiem w bok.
- To teraz pozwólcie, że i ja się porządzę jak to na prefekta przystało. – uśmiechnął się kpiąco do Gryfonki, która otrząsała się ze zderzenia. – Skoro ma być to bal mieszany to niech uczniowie przebierają się w szaty innych domów. – ogłosił z miną zwycięzcy.
Po pokoju przebrnęła fala cichych dyskusji.
- To świetny pomysł. – zawołała Luna. – to będzie genialne.  – arystokrata na te słowa spojrzał na Hermione, która właśnie próbowała go zabić wzrokiem.
Dyskutowali o tym jeszcze przez godzinę.  Jedyną osobę nie przekrzykującą innych była Gryfonka.
- No dobra to ogłaszam zebranie za zamknięte. Pamiętajcie o sobocie. – zawołał do wszystkich. Spodobało mu się nawet takie panowanie nad wszystkimi nawet coraz bardziej angażował się w tą zabawę.
- Przepraszam! Mogę jeszcze na chwilę? – zapytała Granger kiedy wszyscy chcieli już wychodzić. – Czy widzieliście może moją różdżkę ostatnio w łazience prefektów?
Wszyscy pokręcili głowami i wyszli. Dziewczynie kompletnie opadł humor. Zaczęła pakować swoje notatki, których nawet nie mogła przedstawić.
- Mam dla ciebie propozycje. – ktoś przemówił do jej pleców. Dobrze wiedziała kto jest tym „ktosiem”.
- Czego ty znów chcesz Malfoy? – odwróciła się w stronę blondyna ze zrezygnowaniem.
- Już mówiłem mam propozycje. – uśmiechnął się zwycięsko. – Może to zabrzmi to dziwnie, ale… chciałbymabyśposzłazemnąnabal. – wymamrotał, a dziewczyna zatkało.


                                                                            *

No i jest ;) Mam nadzieje, że podoba wam się, bo dość długo nad nim myślałam i byłam zajęta drugim  blogiem. No ale uznałam, że nie mogę was tak zaniedbywać xd 
Kolejny postaram się dodać około czwartku ;) 

6 komentarzy = 7 rozdział  

11 komentarzy:

  1. hahhahaah :D no nieźle xd
    chciałbymabyśposzłazemnąnabal :D no no , chyba pierwszy raz Draco był zawstydzony xd
    fajnieee :D
    czekam na więcej :P

    ~Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahh, i czy mogłabyś wyłaczyc weryfikacje obrazkową ? :P
      denerwująca jest xd

      Usuń
  2. będzie dzisiaj nowy rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaaha jak zwykle świetnie! :D
    Malfoy zaprasza Hermione na bal? :o
    to pewnie przez te jej kuszące biodra xd

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietnie piszesz :D
    Czekam na next xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział, czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Może to zabrzmi to dziwnie, ale… chciałbymabyśposzłazemnąnabaldziewczyna -spadłam z krzesła . XD hahahaha

    OdpowiedzUsuń
  7. DRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACO ;;;;;;;;;33333333 ORGAAAAAZM

    OdpowiedzUsuń
  8. Bal z Draconem ? Mrrr.
    A Zabini moim mistrzem!


    emikomidori

    OdpowiedzUsuń
  9. Mrasnie B) a zabini-kocham hahah xD lece dalej;3
    ~natalia

    OdpowiedzUsuń