Przyszła druga połowa września. Pogoda był naprawdę zmienna.
Ranno mieszkańcy budzili się przez promienie słoneczne, a popołudnie spędzali
tuląc się z zimna do swoich szat.
Na
lekcjach co chwila padały prośby o przyciemnianie i rozjaśnianie szyb okien.
Draco
ostatnimi dniami nie mógł spać, przez całą noc chlał Zabini rozmawiając o
wszystkim, dręczyły go koszmary ze Śmierciożercami lub co najgorsze (a
przynajmniej jak na jego logikę) ciągle rozmyślał o dyżurach z Granger – jego
wiecznym wrogiem. Nadal jej nienawidził – do tego był przekonany. Jednak czas
który z nią spędzał działał na niego oczyszczająco, choć zawsze drażnił ją gdy
już się rozchodzili mówiąc, że musi się teraz porządnie umyć po takiej dawce
szlamu.
Zauważył, że się uśmiecha
wspominając te chwilę – od razu je przepędził.
Wstał z
łóżka przeciągając się. Rozejrzał się po pokoju. Ciemne, zielone pomieszczenie
było dość skromnie urządzone. Antyczne biurko świeciło pustkami, znajdowała się
tam tylko niewielka lampka i pióro z atramentem. Na krześle, które było w
komplecie do biurka leżały wczorajsze ubrania. W prawym rogu stała bukowa
szafa, ale nadal świeciła pustakami, koło niej znajdował się olbrzymi, otwarty
kufer w którym to Draco trzymał ubrania. Na prawo od szafy była mała gablotka w
której blondyn umieszczał książki, podręczniki i inne przybory szkolne. Koło niego czarna
skórzana pufa w której trzymał alkohol, z tego samego zestawu fotel.
Naprzeciwko gablotki stało łóżko, szafka nocka i drzwi prowadzące do małej
łazienki.
McGonagall powiedziała mu, że może zmieniać
wystrój dormitorium i urządzić je po swojemu, jednak on uznał, że wygląd pokoju
nie ma dla niego znaczenia byle nie znajdował się w nim herb Gryffindoru. Miał
tu wszystko czego potrzebował, no oprócz okna.
Ubrał
na siebie luźną koszulkę, szare szorty przed kolano i adidasy. Przeszedł Przez
Pokój wspólny normalnym krokiem, nie starając się nawet utrzymać ciszy.
Wyszedł
z zamku bocznymi drzwiami i dopiero
teraz zauważył jak wcześnie wstał. Słońce ledwo co pokazywało się spod koron
drzew Zakazanego Lasu. Po ciele przebiegły mu lekko dreszcze, nie było za
ciepło ale wiedział, że już nie uśnie i siedzenie w dormitorium było by bez
sensu. Nie chciał też się wracać po bluzę, szczególnie, że przeczuwał iż Filch
mógłby go znów przyłapać . Wzruszył ramionami po czym jak najciszej zamkną
drzwi.
Ze snu
Hermione obudziło miauczenie Krzywołapa żądającego jedzenia.
-
Mogłam cię zostawić w domu. – burknęła zaspana dziewczyna ziewając. Jednak głos
kota nie ustępował. – Przecież wstaję
kocurze! – usiadła na łóżku rozciągając się. Wstała szukając różdżki. - Jeszcze raz mnie tak obudzisz, a
zapoznam cię z panią Noris! – naburmuszyła się bo nadal nie wiedziała gdzie
posiała różdżkę. – Na Merlina gdzie ona jest?!
Szukała
ospale w każdym koncie w swoim dormitorium. Wlekła się do biurka pod ścianą z
herbem Gryffindoru. Przekopała wszystkie książki i pergaminy, które zostawiła
po wczorajszej nauce. Wysypała ołówki z drewnianego pojemniczka. Dobry humor
nie poprawiał jej fakt, że zwierzę plątało się jej pod nogami. Podeszła da
kufra, w którym trzymała wszystkie szaty i mundurki szkolne – ale poszukiwania
nie przynosiły skutku. Okrążyła cały pokój przeglądając każdy kąt.
- Dobra
idziemy na łów. – oznajmiła do równie zniecierpliwionego Krzywołapa. Nawet nie
przebierając się ruszyła do Pokoju Wspólnego. Popatrzyła na złoto-czerwony
pokój w miną tropiciela. Szukała jakiegokolwiek pożywienia dla swojego kota,
który co chwilę wydobywał z siebie miauczenie.
- Nie
pomagasz mi.- szepnęła trzymając palec wskazujący koło ust do kota, lecz nie
usłyszała zrozumienia. – Dobrze to idziemy do
Hagrida. I zastanowię się czy nakarmisz się ty, czy Kieł! – burknęła i
wzięła kota na ręce. Wróciła do dormitorium po szarą grubą bluzę. Chciała
jeszcze założyć spodnie od dresu ale Krzywołap nie dał jej możliwości zrobienia
tego.
Wyszła
powoli rozglądając się dyskretnie czy korytarz jest czysty.
- A
teraz mi tylko miaukniesz. – ostrzegła szeptem kota grożąc mu palcem, który
tylko przekręcił głowę w prawo. Puściła go z rąk.
Zeszli
niepostrzeżenie na parter i skierowali się w stronę bocznych drzwi. Krzywołap
prowadził z dużą przewagą. Hermiona nie była pewna czy odwiedziny gajowego są
dobrym planem nie dlatego, że nie chciała go odwiedzić, a dlatego, że ktoś może
ją przyłapać na opuszczaniu zamku.
Gdy
było już dość widno z nieba polały się pierwsze duże krople. Malfoy skrzywił
się, bo wiedział, że za nim dobiegnie do bocznych drzwi będzie już cały mokry.
I tak
też było. Gdy otwierał drzwi koszulka przykleiła się do jego torsu. Z włosów
ciurkiem leciała woda po skroni, a buty zdążyły już przesiąknąć. Wszedł powoli,
ale nawet nie zdążył domknąć drzwi gdy z zakrętu usłyszał miauczenie.
-
Pieprzona Noris. – burkną cicho. Nie zamykając drzwi schował się za srebrną
połyskującą zbroją. Po chwili uznał, że to durnowaty pomysł, bo kocur i tak go
namierzy, a jeśli nie to na pewno pomogą mu w tym jego ślady.
-
Zatrzymaj się. Krzywołap. – szeptała Gryfonka lecz bez skutku. Podbiegła
chwytając kota, który miaukną z zaskoczenia jakiego dostał. – Ale Kieł będzie
miał śniadanie.
Hermiona
skręciła w boczny hol w którym znajdowały się drzwi. Zamarła gdy drzwi były
uchylone. Stała tak przez chwile, dopiero gdy pupil przebił bluzę drażniąc jej
skórę oprzytomniała. Jej wzrok powędrował na kałuże przy drzwiach i ślady
prowadzące za zbroję. Wybuchła cichym śmiechem na widok przemoczonego do sutej
nitki Ślizgona.
Patrzył
na nią z pożaleniem, gdy w końcu opanowała chichot.
-
Skończyłaś? – zapytał poirytowany mierząc ją wzrokiem od granatowych trampek za
kostkę, przez zielone szorty, szarą bluzę, roześmianą twarz, po wysokiego,
rozwalającego się koka.
-
Jeszcze chwilka. – zły humor odszedł w niepamięć. W końcu to ona naśmiewała się
z Malfoya. – Co ty tu robisz?
- Wiesz
myłem się całą noc po wczorajszym dyżurze i teraz schnę, żeby dormitorium nie
pobrudzić. – burkną. Ta uwaga jednak nie zmieniła nastroju szatynki, która
nadal rechotała pod nosem. – pomożesz mi? – w końcu zapytał zniecierpliwiony.
- Ja?!
Przecież mogę cię jeszcze zarazić. Mamy dzisiaj zebranie, nie chcę żebyś je
ominą przez mycie się… – zironizowała.
- Dobra
przestań już. Zimno mi! – coraz bardziej się niecierpliwił.
-
Zimno?! Przecież twoje serce cały czas jest zamarznięte, powinieneś się
przyzwyczaić.
- Długo
będziesz się jeszcze droczyła, nie mam całego dnia.
- Ale
ja mam. – uśmiechnęła się zwycięsko. Na co kot miaukną co miło znaczyć, że mu
też się śpieszy.
- Dobra
zapamiętaj tą chwile bo może ona być jedyną w całym twoim życiu. - zrobił
przerwę. – proszę. – rzucił bez emocji.
- Niby
w jaki sposób mam ci pomóc? – westchnęła.
- No
wiesz uczysz się tu od sześciu lat. Może jakieś „czary mary”? – pomachał
rękami.
- Nie
mam różdżki. – odparła pustym tonem.
-
Przecież ty ją zawsze nosisz!
- Ty
też.
- Oj
dobra, nie zgrywaj się. Wiem, że ją masz. – w końcu wyszedł z cienia zbroi.
- I co?
Chcesz mnie przeszukać? – zapytała z sarkazmem.
- Jeśli
będzie trzeba. – powiedział poważnie przybliżając się nieznacznie. – No ale
potem będę musiał naprawdę siedzieć cały dzień na deszczu by się domyć. –
dodał.
- Ile
mam ci powtarzać, że jej nie mam?! W ogóle nie wiem po co ja z tobą ciągle gadam!
– powiedziała odwracając się napięcie.
-
Wiesz, że jeżeli Filch mnie złapie to zapewne da mi szlaban. Więc nie zobaczysz
mnie na zebraniu… - dziewczyna momentalnie się zatrzymała.
- Nadal
nie wiem w jaki sposób mam ci pomóc. – odwróciła się mieć spokojny ton i nie
rzucić w arystokratę Krzywołapem.
- Mogła
byś pójść po różdżkę. – zaproponował obojętnie wkładając ręce do mokrych
kieszeni spodni.
-
Problem w tym, że nie mam pojęcia gdzie ona jest. – tu jej głos nie był taki
spokojny, a zniecierpliwiony. Chłopak
parskną.
- To
idź po moją. – wzruszył rękoma.
- O
nie! Nigdy nie wejdę do twojego dormitorium. – zaparła się.
- To
będziemy tu tak czekać, aż w końcu nas ktoś złapie. – mruknął kiwając się.
- Już
dobrze, pójdę po nią. Tylko gdzie ona jest? – westchnęła.
- Pod
poduszką. – odparł bez emocji.
- Śpisz
z różdżką?
- A ty
z książkami. O gustach się nie dyskutuję. – nadal był spokojny.
- Eh…
dobra. Trzymaj go. – przybliżyła się do blondyna wystawiając ręce.
- Nie
lubię kotów! – wystawił ręce do obrony.
-
Uwierz mi on ciebie też nie polubi. – wcisnęła mu go na siłę. Co zwierzak
skwitował miauknięciem.
-
Zamknij się. – warknął Draco, trzymając go jak najdalej.
- Ale
pamiętaj robie to tylko dlatego, aby na zebraniu byli wszyscy. – pokazała mu
palcem.
- No
oczywiście. – uśmiechną się ironicznie. Posłała mu mordercze spojrzenie i
odwróciła się na pięcie. – A i jakie jest hasło? – przypomniała sobie w
ostatnim momencie.
-
Slytherin jest lepszy od Gryffindoru. – uśmiech chłopaka się powiększył, a
dziewczyna podniosła do góry brwi.
- No
tak, czego bym się po was spodziewała.
- Aż
żałuję, że nie mogę iść, by usłyszeć to z twoich ust. – zaśmiał się.
-
Palant. – burknęła szatynka odchodząc w głąb głównego korytarza, by pochwali
skręcić w boczny korytarz.
Wzrok
Malfoya znów utkwił na pośladkach Gryfonki, które były zasłonięte tylko
cienkimi szortami. Krzywołap gdy zauważył gdzie patrzy Ślizgon zwrócił mu
uwagę głośnym miauknięciem.
-
Zamknij się. Chodziło mi o kolor szortów. Zapewne pod bluzą ma bluzkę z naszym
herbem. – zmarszczył brwi, na co kot tylko pokręcił głową.
Pokoju
Wspólnego Ślizgonów pilnował potężny mężczyzna z wężem na ramieniu. Na widok
Gryfonki jego mina zdradzała zszokowanie.
- Eh…
yyy… Ślizgonii są lepsi od… eh… Gryfonów. – w końcu wydusiła to z siebie
szatynka. Mężczyzna nie zdążył niczego
powiedzieć gdy drzwi otworzyły się. Hermiona weszła nieśmiało w głąb
pomieszczenia. Obejrzała się do o koła. Jedynym źródłem światła był kominek
ziejący turkusowym ogniem. Na ścianach rozwieszone były flagi i szalki z herbem
Domu Węża. Wokół kominka postawione były brązowe kanapy ze skóry a w środku
wielki dywan z sierści dzika. Skrzywiła się. Po drugiej stronie pokoju
rozciągała się duża biblioteczka wbudowana w ścianę. Hermione aż kusiło by
podejść i zobaczyć co ciekawego czytają Ślizgonii. W kącie znajdowały się
cztery szare pufy tworzące okrąg w którym znajdował się malutki drewniany
stoliczek na którym leżały zaczarowane karty. Po przeciwnej stronie pokoju
znajdowały się dwa stoły z rozłożonymi magicznymi szachami. Na lewo od nich
znajdowało się podwyższenie z dwoma drzwiami.
Pokój
Wspólny Slytherinu różniło się od tego na siódmym piętrze, który należał do
Gryffindoru. Ten był elegancki, dumny, szlachetny.
Hermiona
podeszła do pary drzwi. Uchyliła te po prawej zaglądając w głąb. Zauważyła, że
drzwi prowadzą do korytarzu z kolejną parą drzwi. Przymknęła je dość szybko i
chwyciła za drzwi obok. Przed dziewczyną wyłoniły się nie strome eleganckie
schody. Zeszła po nich idąc do kolejnych drzwi otworzyła je tak samo delikatnie
jak wcześniejsze.
Weszła
niepewnie również badając teren. Zauważając jedno łóżko wypuściła powietrze z
ulgą. Od razu zwróciła się w stronę niepościelonego łóżka. Usiadła na brzegu
przyglądając się szarej pościeli z herbem Slytherinu. Zapach mięty miło
łaskotał jej nozdrza. Dopiero po chwili
przypomniała sobie po co tu jest. Zajrzała pod puszystą poduszkę. Chwyciła gwałtownie różdżkę i już chciała
wyjść gdy jej uwagę przykuła półka nocna. Podeszła do niej nie pewnie. Włożyła
czarodziejski patyk do kieszeni bluzy i popatrzyła na fotografie oprawioną w
miedzianą ramkę. Mały Draco przytulający pluszowego smoka. Dziewczyna
uśmiechnęła się biorąc zdjęcie w rękę.
- Co ty
tu robisz?! – usłyszała nagle zza
pleców.
*
- J-ja…
yyy… czekam na Malfoya! – wymyśliła na poczekaniu Hermiona. Starała się by jej
ton był przekonujący, ale gula w gardle utrudniała jej zadanie.
-
Czekasz na Smoka? – Blaise podniósł do góry jedną brew.
-
T-tak, mamy zebranie z-za godzinę i j-ja miałam z nim ustalić szczegółu balu
wcześniej, ale jak tu przyszłam to g-go nie było. – dziewczyna patrzyła na
swoje dłonie położone na udach.
- A
skąd masz hasło? – splótł ręce na piersiach przyglądając się badawczo Granger.
-
Usłyszałam je wczoraj… od pierwszo roczniaków na korytarzu. – pokiwała
energicznie głową.
-
Cholerne gnoje... – mrukną czarnoskóry chłopak. – a do dormitorium?
- Do
dormitorium? – zdziwiła się szatynka. – przecież tu są normalne drzwi.
- Na
hasło. – oznajmił jej Zabini, lecz ona jeszcze bardziej się zmieszała.
- Że co
proszę? – wstała. Czuła się nie pewnie przy wysokim, dobrze zbudowanym
Ślizgonie. – Nie było żadnego hasła… - Blaise zmarszczył brwi.
- Dobra
z ciebie bajko-pisarka.
- Ale
ja mówię poważnie! Drzwi się same otworzyły, bez żadnych haseł! – tłumaczyła
Gryfonka.
- Nie
musisz się tłumaczyć. – olśniło go. Uśmiechną się nagle kapitan drużyny Domu
Węża chowając przy tym ręce do kieszeni bordowych spodni od dresu. Dziewczyna jeszcze bardziej się zmieszała. –
potrafię dochować tajemnicy. – puścił jej oczko.
- Nie
bardzo rozumiem. – prefekt naczelna zmarszczyła brwi.
-
Cieszę się, że Draco w końcu przestał się trzymać reguły czystej krwi. –
uśmiech nie schodził z jego przystojnej twarzy.
- Czy
ty sądzisz, że Malfoy i ja? – Hermiona zaśmiała się teatralnie. – Wolne żarty!
- Nie
musisz mi się tłumaczyć. Cieszę się.
- Ale
mnie i jego nic nie łączy! – warknęła.
-
Dobrze, dobrze. Nic nie mówię. – pokazał dłonie na oznakę poddania się. –
Czekaj tu sobie na niego, a ja ci nie przeszkadzam. - już chciał wychodzić.
- Ja
już jednak pójdę. – szybko przeszła trasę do drzwi wymijając Ślizgona.
- Ile
można czekać? Powinnaś wykąpać tego kocura. I nie tylko dla tego, że co chwila
jest dotykany przez szlame. - Szybko oddał jej pupila.
- Mamy większe
problemy. – odparła wyciągając różdżkę.
- Mamy?
– podniósł brwi przejmując magiczny patyk.
-
Zabini myśli, że jesteśmy razem. – oznajmiła poważnie z trochę nieśmiałym
tonem. Chłopak parskną śmiechem. –
Ciszej. – położyła palec na ustach.
- Znów
przesadził z Ognistą czy jak? – Draco sądził, że dziewczyna go wkręca.
-
Nakrył mnie w twoim dormitorium. Skłamałam, że czekam na ciebie bo mamy omówić
bal. – odparła szeptem. – nie bardzo w to uwierzył.
- Bo ty
nie umiesz kłamać Granger. – do Dracona powoli dochodziła sytuacja w jakiej się
znalazł.
-
Musisz mu wszystko wyjaśnić. – pominęła jego uwagę. – Jak najszybciej. – dodała
i odwróciła się na pięcie by w końcu ruszyć w stronę chatki Hagrida. Jednak
lejący deszcz zniechęcił ją do tego. – Skoro masz już różdżkę to wyczaruj mi
karmę dla kota.
- Co
proszę? – podniósł wymownie brwi.
-
Pamiętaj, że dzięki mnie masz ją teraz przy sobie. – zmroziła go wzrokiem.
- Dobra
już dobra. – wyszeptał zaklęcie podając jej niewielką paczuszkę. – Ale
następnym razem wystarczy zwyczajne proszę. – uśmiechną się kpiąco.
-
Dziękuję. – odparła gwałtownie. – A teraz pozwól, że udam się do siebie póki
nas ktoś zobaczy. – nie czekając na odpowiedź wyminęła go kierując się w stronę
schodów.
I tym
razem nie mógł się powstrzymać spojrzeć na biodra Gryfonki. Oprzytomniał
dopiero gdy zniknęła za zakrętem. Paroma ruchami różdżki podłoga znów była
sucha i czysta, a jego ubrania wróciły do porządku.
Gdy dziewczyna weszła do Pokoju
Wspólnego jeszcze nikogo tam nie było.
Od razu gdy weszła na do
dormitorium rzuciła się na łóżko rzucając w kąt karmę. Krzywołap nie pozwolił
jej długi odpoczynek. Wbił ostre pazury w delikatną skórę na plecach
Hermiony. Westchnęła zrzucając
delikatnie pupila odpakowując ciemnozieloną paczuszką. Przypomniała sobie o
zaginionej różdżce. Szybko wsypała kotu jedzenie i znów ruszyła na poszukiwanie
różdżki.
Przeszukała
na nowo dormitorium i Pokój Wspólny jednak bez efektów. Zmęczona i przygnębiona
opadała na kanapę naprzeciwko kamiennego kominka.
- Co
się stało? – zza drzwi od dormitorium chłopców wyszedł Ron.
-
Zapodziałam gdzieś różdżkę. – powiedziała z rozpaczą w głosie.
-
Różdżkę? Miona ty przecież zawsze masz ją przy sobie. – chciał ją rozśmieszyć
ale nie udało mu się to. Dziewczyna oparła głowę o zaciśnięte dłonie.
-
Właśnie! A teraz jej nie ma przeszukałam cały dom i nigdzie jej nie ma. Jestem
taka nieodpowiedzialna! – rozpacz była jeszcze większa.
- Herm.
– rudy usiadł koło dziewczyny i otulił ją ramieniem. – Nie obwiniaj się, ja
swoją co chwila gubię albo łamię. To nie powód żeby się załamywać.
- No
ale co powiedzą nauczyciele? Czym będę czarować?! A przecież jak na razie nie
wybieramy się na Pokątną.
- Em… -
chłopak na początku nie wiedział co powiedzieć. – Przecież nauczyciele nie
zabiją cię tylko dlatego, że zgubiłaś różdżkę. Na razie będziesz mogła odpocząć
od zadań w praktyce i skupić się na notatkach. O i przecież możemy poprosić
McGonagall by wyraziła zgodę abyśmy tam razem poszli. Od razu będziemy mogli
kupić dekoracje na bal. – szybko wymyślił na poczekaniu i był zdziwiony, że
wymyślił takie mocne argumenty.
- Oh,
Ron jesteś kochany. – po tych słowach zawiesiła mu się na szyję. – Ale wiesz ja
bardzo lubiłam tą różdżkę… przyzwyczaiłam się do niej. – znów posmutniała bo
uświadomiła sobie, że będzie musiała zakupić nowy magiczny patyk.
- A
kiedy ostatnio jej używałaś? – zrobił minę zamyślonego. Gryfonka szybko
próbowała sobie przypomnieć wczorajszy dzień.
Rano
wysuszyła sobie włosy i pościeliła łóżko za pomocą różdżki, potem na zajęciach
obrony przed czarną magią, transmutacja i na historii magii pisała nią notatki.
Następnie ćwiczyła w dormitorium parę zaklęć, miała dyżur z Luną, a następnie
poszła wykąpać się w łazience prefektów – oświeciło ją.
Szybko
wstała.
-
Łazienka prefektów. – powiedziała energicznie kierując się w stronę drzwi.
Weasley bez większego namysłu pobiegł za nią.
Gdy weszli do łazienki panowała w
niej głucha cisza. Kafelki świeciły na ścianach odbijając światło słoneczne
wydobywające się z okna. W centrum pomieszczenia znajdował się niewielki basen
z mnóstwem pozłacanych kurków na jednym z brzegów. Po jednej ze ścian łazienki
znajdowały się wykute półki, zaczarowane w taki sposób aby rzeczy w niech
umieszczone nie były mokre.
Dziewczyna podbiegła do jednej z
półek do której wczoraj kładła rzeczy jednak tam nie było jej różdżki,
rozejrzała się po pokoju ale bez skutku.
- Może ktoś tu wczoraj był i ją
zabrał? – dał pomysł rudowłosy, który również szukał zguby.
- Trzeba iść do Filcha, przecież
do jego gabinetu trafiają zagubione rzeczy. – dziewczyna nie zastanawiając się
dłużej szła w stronę wyjścia. Ron szybko do niej podbiegł i chwycił za ramie.
- Lepiej zróbmy to po śniadaniu.
Jak znam życie pewnie da nam szlaban za włóczenie się rano po zamku i dodatkowo
za przeszkadzanie mu. – powiedział łagodnie.
- Masz racje, choć pójdziemy się
przyszykować. – Granger podniósł się humor.
- No, no Smoku nie podejrzewałem,
że mnie posłuchasz. – Zabini przywitał przyjaciela kpiącym uśmiechem gdy tylko
wszedł do Pokoju Wspólnego.
- O czym ty mówisz? – chłopak
spojrzał na niego jak na idiotę.
- Ty dobrze wiesz o czym mówię.
Granger wpadła w twoje sidła nie ma co! – zaśmiał się czarnoskóry. Nie robił
sobie nic z tego że wszyscy Ślizgoni jeszcze śpią.
- Tym bardziej nie wiem o czym do
mnie rozmawiasz. – prychnął.
- Dobrze wiesz. – znów się
uśmiechną pokazując swoje równe białe ząbki.
- Chodzi o to, że upadłeś na ryj
i twierdzisz, że ja i ta szlama jesteśmy razem? Niedoczekanie! – zaśmiał się
teatralnie.
- O jacy wy słodcy nawet udajecie
tak samo. – kpił. – Słabo. – burknął po czym znów pokazał hollywoodzki uśmiech.
- Ale ty jesteś głupi. Słabo
łączysz fakty. Przyszła tu po to żeby omówić bal. – westchnął.
- O! Czyli widzę, że znalazłeś
parę. – uśmiechną się drwiąco.
- Nie! Stój! Nie to miałem na
myśli. – jęknął. – chodzi mi o dekoracje.
- A, stroje chcieliście omawiać!
Trzeba było tak od razu.
- Diable jak ja cię nie cierpię!
– warknął, po czym rzucił mu poduszkę w twarz i skierował się do dormitorium.
- Pensy będzie zła. – westchną
Blaise przyglądając się swoim paznokciom.
- A co mnie ona obchodzi. –
burkną.
- Czyli jesteście razem! – znów
się zaśmiał, jak on uwielbiał go łapać za słówka.
Blondyn zamiast słów, użył
środkowego palca. I nie spoglądając już na przyjaciela udał się do dormitorium.
- Dzień dobry panie Filch. –
Gryfonka starała się by jej głos wydawał się jak najmilszy.
- Czego chcesz? – burkną woźny
nie spoglądając na dziewczynę, która odwiedziła jego gabinet.
- Szukam różdżki. – uśmiechnęła
się przyjaźnie. – zgubiłam ją wczoraj w łazience prefektów. Czy był tu ktoś
wczoraj wieczorem z różdżką z winorośli i włókna smoczego serca, 10 ¾ cala. –
tłumaczyła szatynka.
- Czy to coś takiego? – schylił
się do jednej ze swoich szuflad. Dziewczyna ucieszyła się na myśl, że znów
odzyska swoją własność. Lecz jej radość rozpłynęła się gdy Argus pokazał jej
tępy ołówek, po czym zaśmiał się doniośle. Dziewczyna prychnęła.
- Ale się panu dziś żarcik
trzyma. – burknęła cicho Miona.
- Coś powiedziała?! – znów się
naburmuszył.
- Ależ nic. Dziękuję dowidzenia.
– szybko się opamiętała i już jej nie było.
Dziewczyna cały dzień chodziła
podłamana. Na lekcjach nie była aktywna co zaskoczyło innych uczniów i
nauczycieli. Nawet profesor Mouch, która dopiero od tego roku zaczęła uczyć w
Szkole Magii dostrzegła, że Hermiona nie jest sobą.
- Hermiono wszystko w porządku? –
młoda kobieta z burzą czarnych loków na głowie bacznie przyglądała się
uczennicy, która pakowała swoje książki do torby.
- Tak oczywiście. – Granger
postarała się na uśmiech ale ze słabym rezultatem.
- Chyba coś cię trapi. –
spojrzała na nią przyjacielsko nauczycielka.
- Bo wie pani. – dziewczyna
trochę się speszyła. – Bo ja mam pewien problem z moją różdżką. – oznajmiła
czerwieniąc się na policzkach.
- Co się stało? – zapytała
zainteresowana.
- Zgubiłam ją. – oznajmiła szybko
jeszcze bardziej się czerwieniąc.
- Oh… nie przejmuj się. Na pewno
sobie z tym poradzimy. – uśmiechnęła się życzliwie. – wiesz co to nadajniki? –
zapytała.
- Mniej więcej. W mugolskim
świecie strasznie dużo się o tym mówi. – uśmiechnęła się delikatnie Gryfonka.
- Tak więc wyobraź sobie, że w
świecie magii jest to już stary gadżet ale nadal przydatny. Dodatkowo zdradzę
ci, że twoja różdżka jak i większość innych posiada taki właśnie nadajnik.
- To wspaniale! Wie pani gdzie
ona jest? – dziewczyna znów się rozpromieniła.
- Nie
tego jeszcze nie wiem. Ale za parę dni mogę się dowiedzieć. Musisz tylko mi
zdradzić gdzie twoja różdżka została zakupiona.
- Jak najbardziej. Kupiłam ją w
„Różdżkach Ollivandera”. - uśmiechnęła
się wiedziała, że już niedługo odzyska zgubę.
- W najbliższym czasie
skontaktuję się z panem Ollivanderem, a dzisiaj popytaj innych uczniów czy jej
przypadkiem nie widzieli. – uśmiechnęła się ostatni raz i wróciła do esejów,
które wcześniej sprawdzała.
- Dziękuję bardzo. – i uradowana
wyszła z klasy.
Pokój życzeń zapełnił się wraz z
nadejściem 19.00. Wszyscy prefekci byli podnieceni nadchodzącym balem.
- Cieszę się, że wszyscy
przybyli. – zaczęła Hermiona spoglądając ze kpiącym uśmiechem na Dracona, który
siedział na jednym z bocznych foteli. Sama zaś stała naprzeciwko wielkiej
kanapy, na której siedziało najwięcej
prefektów. Prychnął. – Więc każdy dobrze wie, że musimy zacząć
przygotowywać dekoracje i tym podobne. Powinniśmy już dekorować salę, bo jest
tego naprawdę dużo.
- Może spotkamy się w sobotę po kolacji?
– zaproponowała Luna, która siedziała standardowo na kolanach swojego chłopaka.
- Okej to jesteśmy umówieni… -
nie zdążyła powiedzieć kiedy silne ciało pchnęło ją bokiem w bok.
- To teraz pozwólcie, że i ja się
porządzę jak to na prefekta przystało. – uśmiechnął się kpiąco do Gryfonki, która
otrząsała się ze zderzenia. – Skoro ma być to bal mieszany to niech uczniowie
przebierają się w szaty innych domów. – ogłosił z miną zwycięzcy.
Po pokoju przebrnęła fala cichych
dyskusji.
- To świetny pomysł. – zawołała
Luna. – to będzie genialne. –
arystokrata na te słowa spojrzał na Hermione, która właśnie próbowała go zabić
wzrokiem.
Dyskutowali o tym jeszcze przez
godzinę. Jedyną osobę nie przekrzykującą
innych była Gryfonka.
- No dobra to ogłaszam zebranie
za zamknięte. Pamiętajcie o sobocie. – zawołał do wszystkich. Spodobało mu się
nawet takie panowanie nad wszystkimi nawet coraz bardziej angażował się w tą
zabawę.
- Przepraszam! Mogę jeszcze na
chwilę? – zapytała Granger kiedy wszyscy chcieli już wychodzić. – Czy widzieliście
może moją różdżkę ostatnio w łazience prefektów?
Wszyscy pokręcili głowami i
wyszli. Dziewczynie kompletnie opadł humor. Zaczęła pakować swoje notatki,
których nawet nie mogła przedstawić.
- Mam dla ciebie propozycje. –
ktoś przemówił do jej pleców. Dobrze wiedziała kto jest tym „ktosiem”.
- Czego ty znów chcesz Malfoy? – odwróciła
się w stronę blondyna ze zrezygnowaniem.
- Już mówiłem mam propozycje. –
uśmiechnął się zwycięsko. – Może to zabrzmi to dziwnie, ale…
chciałbymabyśposzłazemnąnabal. – wymamrotał, a dziewczyna zatkało.
*
No i jest ;) Mam nadzieje, że podoba wam się, bo dość długo nad nim myślałam i byłam zajęta drugim blogiem. No ale uznałam, że nie mogę was tak zaniedbywać xd
Kolejny postaram się dodać około czwartku ;)
6 komentarzy = 7 rozdział
hahhahaah :D no nieźle xd
OdpowiedzUsuńchciałbymabyśposzłazemnąnabal :D no no , chyba pierwszy raz Draco był zawstydzony xd
fajnieee :D
czekam na więcej :P
~Z.
ahh, i czy mogłabyś wyłaczyc weryfikacje obrazkową ? :P
Usuńdenerwująca jest xd
będzie dzisiaj nowy rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńhahaaha jak zwykle świetnie! :D
OdpowiedzUsuńMalfoy zaprasza Hermione na bal? :o
to pewnie przez te jej kuszące biodra xd
Pozdrawiam.
no i kiedy nowy ? ♥
UsuńSwietnie piszesz :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next xd
Fajny rozdział, czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńMoże to zabrzmi to dziwnie, ale… chciałbymabyśposzłazemnąnabaldziewczyna -spadłam z krzesła . XD hahahaha
OdpowiedzUsuńDRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACO ;;;;;;;;;33333333 ORGAAAAAZM
OdpowiedzUsuńBal z Draconem ? Mrrr.
OdpowiedzUsuńA Zabini moim mistrzem!
emikomidori
Mrasnie B) a zabini-kocham hahah xD lece dalej;3
OdpowiedzUsuń~natalia