wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 5


Przyszła druga połowa września. Pogoda był naprawdę zmienna. Ranno mieszkańcy budzili się przez promienie słoneczne, a popołudnie spędzali tuląc się z zimna do swoich szat.
                Na lekcjach co chwila padały prośby o przyciemnianie i rozjaśnianie szyb okien.
                Draco ostatnimi dniami nie mógł spać, przez całą noc chlał Zabini rozmawiając o wszystkim, dręczyły go koszmary ze Śmierciożercami lub co najgorsze (a przynajmniej jak na jego logikę) ciągle rozmyślał o dyżurach z Granger – jego wiecznym wrogiem. Nadal jej nienawidził – do tego był przekonany. Jednak czas który z nią spędzał działał na niego oczyszczająco, choć zawsze drażnił ją gdy już się rozchodzili mówiąc, że musi się teraz porządnie umyć po takiej dawce szlamu.
Zauważył, że się uśmiecha wspominając te chwilę – od razu je przepędził.
                Wstał z łóżka przeciągając się. Rozejrzał się po pokoju. Ciemne, zielone pomieszczenie było dość skromnie urządzone. Antyczne biurko świeciło pustkami, znajdowała się tam tylko niewielka lampka i pióro z atramentem. Na krześle, które było w komplecie do biurka leżały wczorajsze ubrania. W prawym rogu stała bukowa szafa, ale nadal świeciła pustakami, koło niej znajdował się olbrzymi, otwarty kufer w którym to Draco trzymał ubrania. Na prawo od szafy była mała gablotka w której blondyn umieszczał książki, podręczniki i  inne przybory szkolne. Koło niego czarna skórzana pufa w której trzymał alkohol, z tego samego zestawu fotel. Naprzeciwko gablotki stało łóżko, szafka nocka i drzwi prowadzące do małej łazienki.
 McGonagall powiedziała mu, że może zmieniać wystrój dormitorium i urządzić je po swojemu, jednak on uznał, że wygląd pokoju nie ma dla niego znaczenia byle nie znajdował się w nim herb Gryffindoru. Miał tu wszystko czego potrzebował, no oprócz okna. 
                Ubrał na siebie luźną koszulkę, szare szorty przed kolano i adidasy. Przeszedł Przez Pokój wspólny normalnym krokiem, nie starając się nawet utrzymać ciszy.
                Wyszedł z zamku bocznymi drzwiami  i dopiero teraz zauważył jak wcześnie wstał. Słońce ledwo co pokazywało się spod koron drzew Zakazanego Lasu. Po ciele przebiegły mu lekko dreszcze, nie było za ciepło ale wiedział, że już nie uśnie i siedzenie w dormitorium było by bez sensu. Nie chciał też się wracać po bluzę, szczególnie, że przeczuwał iż Filch mógłby go znów przyłapać . Wzruszył ramionami po czym jak najciszej zamkną drzwi.
                Ze snu Hermione obudziło miauczenie Krzywołapa żądającego jedzenia.
                - Mogłam cię zostawić w domu. – burknęła zaspana dziewczyna ziewając. Jednak głos kota nie ustępował.  – Przecież wstaję kocurze! – usiadła na łóżku rozciągając się. Wstała szukając różdżki.     - Jeszcze raz mnie tak obudzisz, a zapoznam cię z panią Noris! – naburmuszyła się bo nadal nie wiedziała gdzie posiała różdżkę. – Na Merlina gdzie ona jest?!
                Szukała ospale w każdym koncie w swoim dormitorium. Wlekła się do biurka pod ścianą z herbem Gryffindoru. Przekopała wszystkie książki i pergaminy, które zostawiła po wczorajszej nauce. Wysypała ołówki z drewnianego pojemniczka. Dobry humor nie poprawiał jej fakt, że zwierzę plątało się jej pod nogami. Podeszła da kufra, w którym trzymała wszystkie szaty i mundurki szkolne – ale poszukiwania nie przynosiły skutku. Okrążyła cały pokój przeglądając każdy kąt.
                - Dobra idziemy na łów. – oznajmiła do równie zniecierpliwionego Krzywołapa. Nawet nie przebierając się ruszyła do Pokoju Wspólnego. Popatrzyła na złoto-czerwony pokój w miną tropiciela. Szukała jakiegokolwiek pożywienia dla swojego kota, który co chwilę wydobywał z siebie miauczenie.
                - Nie pomagasz mi.- szepnęła trzymając palec wskazujący koło ust do kota, lecz nie usłyszała zrozumienia. – Dobrze to idziemy do  Hagrida. I zastanowię się czy nakarmisz się ty, czy Kieł! – burknęła i wzięła kota na ręce. Wróciła do dormitorium po szarą grubą bluzę. Chciała jeszcze założyć spodnie od dresu ale Krzywołap nie dał jej możliwości zrobienia tego.
                Wyszła powoli rozglądając się dyskretnie czy korytarz jest czysty.
                - A teraz mi tylko miaukniesz. – ostrzegła szeptem kota grożąc mu palcem, który tylko przekręcił głowę w prawo. Puściła go z rąk.
                Zeszli niepostrzeżenie na parter i skierowali się w stronę bocznych drzwi. Krzywołap prowadził z dużą przewagą. Hermiona nie była pewna czy odwiedziny gajowego są dobrym planem nie dlatego, że nie chciała go odwiedzić, a dlatego, że ktoś może ją przyłapać na opuszczaniu zamku.
                Gdy było już dość widno z nieba polały się pierwsze duże krople. Malfoy skrzywił się, bo wiedział, że za nim dobiegnie do bocznych drzwi będzie już cały mokry.
                I tak też było. Gdy otwierał drzwi koszulka przykleiła się do jego torsu. Z włosów ciurkiem leciała woda po skroni, a buty zdążyły już przesiąknąć. Wszedł powoli, ale nawet nie zdążył domknąć drzwi gdy z zakrętu usłyszał miauczenie.
                - Pieprzona Noris. – burkną cicho. Nie zamykając drzwi schował się za srebrną połyskującą zbroją. Po chwili uznał, że to durnowaty pomysł, bo kocur i tak go namierzy, a jeśli nie to na pewno pomogą mu w tym jego ślady.
                - Zatrzymaj się. Krzywołap. – szeptała Gryfonka lecz bez skutku. Podbiegła chwytając kota, który miaukną z zaskoczenia jakiego dostał. – Ale Kieł będzie miał śniadanie.
                Hermiona skręciła w boczny hol w którym znajdowały się drzwi. Zamarła gdy drzwi były uchylone. Stała tak przez chwile, dopiero gdy pupil przebił bluzę drażniąc jej skórę oprzytomniała. Jej wzrok powędrował na kałuże przy drzwiach i ślady prowadzące za zbroję. Wybuchła cichym śmiechem na widok przemoczonego do sutej nitki Ślizgona.
                Patrzył na nią z pożaleniem, gdy w końcu opanowała chichot.
                - Skończyłaś? – zapytał poirytowany mierząc ją wzrokiem od granatowych trampek za kostkę, przez zielone szorty, szarą bluzę, roześmianą twarz, po wysokiego, rozwalającego się koka.
                - Jeszcze chwilka. – zły humor odszedł w niepamięć. W końcu to ona naśmiewała się z Malfoya. – Co ty tu robisz?
                - Wiesz myłem się całą noc po wczorajszym dyżurze i teraz schnę, żeby dormitorium nie pobrudzić. – burkną. Ta uwaga jednak nie zmieniła nastroju szatynki, która nadal rechotała pod nosem. – pomożesz mi? – w końcu zapytał zniecierpliwiony.
                - Ja?! Przecież mogę cię jeszcze zarazić. Mamy dzisiaj zebranie, nie chcę żebyś je ominą przez mycie się… – zironizowała.
                - Dobra przestań już. Zimno mi! – coraz bardziej się niecierpliwił.
                - Zimno?! Przecież twoje serce cały czas jest zamarznięte, powinieneś się przyzwyczaić.
                - Długo będziesz się jeszcze droczyła, nie mam całego dnia.
                - Ale ja mam. – uśmiechnęła się zwycięsko. Na co kot miaukną co miło znaczyć, że mu też się śpieszy.
                - Dobra zapamiętaj tą chwile bo może ona być jedyną w całym twoim życiu. - zrobił przerwę. – proszę. – rzucił bez emocji.
                - Niby w jaki sposób mam ci pomóc? – westchnęła.
                - No wiesz uczysz się tu od sześciu lat. Może jakieś „czary mary”? – pomachał rękami.
                - Nie mam różdżki. – odparła pustym tonem.
                - Przecież ty ją zawsze nosisz!
                - Ty też.
                - Oj dobra, nie zgrywaj się. Wiem, że ją masz. – w końcu wyszedł z cienia zbroi.
                - I co? Chcesz mnie przeszukać? – zapytała z sarkazmem.
                - Jeśli będzie trzeba. – powiedział poważnie przybliżając się nieznacznie. – No ale potem będę musiał naprawdę siedzieć cały dzień na deszczu by się domyć. – dodał.
                - Ile mam ci powtarzać, że jej nie mam?! W ogóle nie wiem po co ja z tobą ciągle gadam! – powiedziała odwracając się napięcie.
                - Wiesz, że jeżeli Filch mnie złapie to zapewne da mi szlaban. Więc nie zobaczysz mnie na zebraniu… - dziewczyna momentalnie się zatrzymała.
                - Nadal nie wiem w jaki sposób mam ci pomóc. – odwróciła się mieć spokojny ton i nie rzucić w arystokratę Krzywołapem.
                - Mogła byś pójść po różdżkę. – zaproponował obojętnie wkładając ręce do mokrych kieszeni spodni.
                - Problem w tym, że nie mam pojęcia gdzie ona jest. – tu jej głos nie był taki spokojny, a zniecierpliwiony.  Chłopak parskną.
                - To idź po moją. – wzruszył rękoma.
                - O nie! Nigdy nie wejdę do twojego dormitorium. – zaparła się.
                - To będziemy tu tak czekać, aż w końcu nas ktoś złapie. – mruknął kiwając się.
                - Już dobrze, pójdę po nią. Tylko gdzie ona jest? – westchnęła.
                - Pod poduszką. – odparł bez emocji. 
                - Śpisz z różdżką?
                - A ty z książkami. O gustach się nie dyskutuję. – nadal był spokojny.
                - Eh… dobra. Trzymaj go. – przybliżyła się do blondyna wystawiając ręce.
                - Nie lubię kotów! – wystawił ręce do obrony.
                - Uwierz mi on ciebie też nie polubi. – wcisnęła mu go na siłę. Co zwierzak skwitował miauknięciem.
                - Zamknij się. – warknął Draco, trzymając go jak najdalej.
                - Ale pamiętaj robie to tylko dlatego, aby na zebraniu byli wszyscy. – pokazała mu palcem.
                - No oczywiście. – uśmiechną się ironicznie. Posłała mu mordercze spojrzenie i odwróciła się na pięcie. – A i jakie jest hasło? – przypomniała sobie w ostatnim momencie.
                - Slytherin jest lepszy od Gryffindoru. – uśmiech chłopaka się powiększył, a dziewczyna podniosła do góry brwi.
                - No tak, czego bym się po was spodziewała.
                - Aż żałuję, że nie mogę iść, by usłyszeć to z twoich ust. – zaśmiał się.
                - Palant. – burknęła szatynka odchodząc w głąb głównego korytarza, by pochwali skręcić w boczny korytarz.
                Wzrok Malfoya znów utkwił na pośladkach Gryfonki, które były zasłonięte tylko cienkimi szortami. Krzywołap gdy zauważył gdzie patrzy Ślizgon zwrócił mu uwagę  głośnym miauknięciem.
                - Zamknij się. Chodziło mi o kolor szortów. Zapewne pod bluzą ma bluzkę z naszym herbem. – zmarszczył brwi, na co kot tylko pokręcił głową.
                Pokoju Wspólnego Ślizgonów pilnował potężny mężczyzna z wężem na ramieniu. Na widok Gryfonki jego mina zdradzała zszokowanie.
                - Eh… yyy… Ślizgonii są lepsi od… eh… Gryfonów. – w końcu wydusiła to z siebie szatynka.  Mężczyzna nie zdążył niczego powiedzieć gdy drzwi otworzyły się. Hermiona weszła nieśmiało w głąb pomieszczenia. Obejrzała się do o koła. Jedynym źródłem światła był kominek ziejący turkusowym ogniem. Na ścianach rozwieszone były flagi i szalki z herbem Domu Węża. Wokół kominka postawione były brązowe kanapy ze skóry a w środku wielki dywan z sierści dzika. Skrzywiła się. Po drugiej stronie pokoju rozciągała się duża biblioteczka wbudowana w ścianę. Hermione aż kusiło by podejść i zobaczyć co ciekawego czytają Ślizgonii. W kącie znajdowały się cztery szare pufy tworzące okrąg w którym znajdował się malutki drewniany stoliczek na którym leżały zaczarowane karty. Po przeciwnej stronie pokoju znajdowały się dwa stoły z rozłożonymi magicznymi szachami. Na lewo od nich znajdowało się podwyższenie z dwoma drzwiami. 
                Pokój Wspólny Slytherinu różniło się od tego na siódmym piętrze, który należał do Gryffindoru. Ten był elegancki, dumny, szlachetny.
                Hermiona podeszła do pary drzwi. Uchyliła te po prawej zaglądając w głąb. Zauważyła, że drzwi prowadzą do korytarzu z kolejną parą drzwi. Przymknęła je dość szybko i chwyciła za drzwi obok. Przed dziewczyną wyłoniły się nie strome eleganckie schody. Zeszła po nich idąc do kolejnych drzwi otworzyła je tak samo delikatnie jak wcześniejsze.
                Weszła niepewnie również badając teren. Zauważając jedno łóżko wypuściła powietrze z ulgą. Od razu zwróciła się w stronę niepościelonego łóżka. Usiadła na brzegu przyglądając się szarej pościeli z herbem Slytherinu. Zapach mięty miło łaskotał jej  nozdrza. Dopiero po chwili przypomniała sobie po co tu jest. Zajrzała pod puszystą poduszkę.  Chwyciła gwałtownie różdżkę i już chciała wyjść gdy jej uwagę przykuła półka nocna. Podeszła do niej nie pewnie. Włożyła czarodziejski patyk do kieszeni bluzy i popatrzyła na fotografie oprawioną w miedzianą ramkę. Mały Draco przytulający pluszowego smoka. Dziewczyna uśmiechnęła się biorąc zdjęcie w rękę.
                - Co ty tu robisz?! – usłyszała nagle  zza pleców.


                                                                            *

          Jednak dzisiaj udało mi się dokończyć rozdział więc zapraszam do czytania ;) 

PS. 5 kom. = kolejny rozdział;)

9 komentarzy:

  1. świetny blog *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe, kto zauważył Hermionę w dormitorium Dracona ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe opowiadanie:) Czyżby Zabini pokazał się Hermionie?

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się doczekac kolejnej notki :]

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba to jednak Zabini ^^
    Ale .... Ron ! xd
    Niech będzie, że Ron ją zdradza z Pansy :D
    Hahahah, moja logika ;d
    Zyskałaś nową czytelniczkę c;
    Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. nie wiem czemu ale wydaje mi sie że widziałam gdzieś ten rozdział ._. albo był podobny ;_; jezu mam schizy powoli ;__;

    OdpowiedzUsuń
  7. Mogłabym czytać Twojego bloga cały czas. :)
    Jest akcja. Jest nienawiść. Jest i ukryta miłość... mmm!
    A dialogi wymiatają system!

    emikomidori

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyzby diabelek zjawil sie w pokoju smoczka ??;D swietny blog I wgl...;D zazdro talentu ;3 ;***
    ~natalia

    OdpowiedzUsuń