Drugi dzień w ukochanej szkole
Hermiony. Znów wstała wcześnie rano. Postanowiła pobiegać. Robiła to często w
wakacje. Czuła się w tedy jak człowiek. Co prawda była nim ale czy do końca się
nim czuła? Szczególnie tu w szkole gdzie wszystko do o koła było magiczne.
Czarodzieje zamiast biegać teleportowali się lub latali na mitle. A bieganie
było odprężające robiło się to automatycznie nie trzeba było się tego uczyć
przez książki czy kursy. Nie potrzebowała do tego proszków i innych
przedmiotów.
Wyszła cicho przez sekretne
wyjście na błonie. Było dość ciepło lecz wiał dość mocny wiatr, jednak to ją
nie powstrzymywało. Biegała tak przez błonie, boisko i koło nowego domku
Hagrida. Otaczała ją głucha cisza, tylko jej kroki i ciche raz na jakiś czas ćwierkanie
ptaków. Jednak po jakimś paru minutach truchtania usłyszała inne bieganie.
Przystopowała rozglądając się. W oddali zauważyła biegającego Malfoya, z jej
ust wymsknęło się prychnięcie. Chyba jej nie widział – był zapatrzony w
Zakazany Las.
Jego wysportowaną sylwetkę mogła
zauważyć nawet z takiej odległości. Biegał w luźnym podkoszulku i krótkich
spodenkach. Widać było jego umięśnione łydki, urzeźbiony brzuch i nie małe
muskuły. Lecz nie tylko to zahipnotyzowało dziewczynę. Jego Mroczny Znak widać
było z 150 stóp, nie dokładnie, ale wiedziała, że to on. Co dziwne nie ukrywał
go tu jak przez ostatnie dwa dni.
Z transu obudził ją dziwny
szelest za krzaków. Spojrzała tam gwałtownie, po czym ruszyła szybko dalej by
skręcić za mór szkoły. Jeszcze jej brakowało by ją zauważył. Rano miała spokój
od jego wyzwisk i nie chciała popsuć tego momentu.
- Hermiono czemu poparłaś pomysł
Luny? Chciałem z tobą pójść na ten bal. – oburzył się rudowłosy na obiedzie.
Faktycznie, przez wakacje stał się odważniejszy, wcześniej nigdy nie przyznał
by się o zaproszeniu jej na bal… przed nią samą.
- Ron ale to bardzo ciekawy
pomysł. Poza tym to, że zaprosi mnie ktoś z innego domu nie oznacza, że będę
przez całą noc tylko z nim chodzić. – uśmiechnęła się do przyjaciela. A on tylko
pokiwał głową.
- No, a ty? Nie będziesz
zazdrosna? – zapytał ją trochę zawstydzony.
- Oczywiście, że nie. – znów się
uśmiechnęła. – O! Mam nawet plan. Ja pójdę na bal z Terry, a ty zaprosisz Lunę.
A po wejściu po prostu się zamienimy parami.
- Ty to jednak jesteś mądra
Miona. – uśmiechną się uradowany.
- Jednak? – spojrzała na niego
wymownie, ale po chwili też się uśmiechnęła.
- O czym tak rozmawiacie gołąbki?
– zapytała Ginny na przywitanie.
- A tak rozmawiamy o balu. –
odparła Herm.
- O świetnie. Idziecie razem? –
zaciekawiła się rudowłosa patrząc na Rona.
- Nie. Na balu będzie
obowiązywała zasady, że chłopcy przyjdą z dziewczynami z innego domu. –
uśmiechnęła się szatynka, na co Gin posmutniała.
- To oznacza, że Harry pójdzie z
kimś innym na bal. – zauważyła. Chyba Weasleyowie zazdrość mają we krwi.
- Nie przejmuj się i tak wieczór
spędzi z tobą. – Granger objęła ją ramieniem, na co pokiwała głową.
- mam taką nadzieje.
Na zegarze w Pokojów Wspólnym
Gryfonów wybiła 20.00. Na co Hermiona aż podskoczyła. Miała dyżur. Była trochę
zła, że McGonagall dała jej najwięcej godzin czuwania. Najgorsze jest, że tylko
dwie z nich wymusiła z Ronem i jedną z Luną. Reszta dyżurów przypadała z
aroganckim Ślizgonem.
Dziewczyna chwyciła książkę od
numerologii i ruszyła na korytarz na 5 piętro. Rozejrzała się do o koła, na
początku nikogo nie zauważyła więc usiadła na parapecie. Ale nagle z wielkiej
kolumny wyłoniła się blada postać ubrana na czarno.
- Jak widzę nie tylko jeden
naczelny się spóźnia. – zauważył.
- Odczep się Malfoy. Nie mam
ochoty na sprzeczanie się z tobą. – oznajmiła nie odrywając się od książki,
którą czytała.
- Ojej ktoś ma zły humor? –
zapytał z udawanym smutkiem.
- Po prostu nie mam ochoty na
wysłuchiwanie ciebie jakie to ty nieszczęśliwy, że musisz przebywać ze szlamą.
- Faktycznie, właśnie chciałem to
powiedzieć. Szlamciu.
- Oj, zabolało. – nadal nie
zaszczyciła go spojrzeniem. Prychną i osuną się na podłogę uważnie przyglądając
się swoim dłoniom. Wiedział, że Gryfonka nawet nie miała zamiaru się z nim
kłócić, co było dla niego dość irytujące, bo bardzo to lubił.
- Mogłem sobie wziąć przynajmniej
ognistą. – bąknął.
- Świetny z ciebie prefekt.
Zapijaczony arogant. Świetny przykład dajesz. – w końcu na niego spojrzała.
Uśmiechnął się złośliwie bo udało mu się zwrócić jej uwagę, w tym momencie
nawet rozmowa, a raczej kłótnia z kimś tak nie wartym jak ona było dla niego
ciekawsze niż słuchanie pustej ciszy.
- I tu cię boli? Nadal jesteś
zła, że McGonagall wybrała mnie na prefekta naczelnego. Jesteś bardziej
zazdrosna niż ten twój rudzielec. – to ostatnie słowo wypowiedział z grymasem
na twarzy.
- Nie naśmiewaj się z mich
przyjaciół! A poza tym jakbyś przestał patrzeć w lustro i się podziwiać to może
zauważyłbyś, że ja też jestem prefektem naczelnym! – wysyczała ze złością. –
choć masz racje jestem zła, że profesor McGonagall dała taką posadę komuś kto
na nią nie zasługuję!
- A no tak bo ty szlamo
zasługujesz na bycie prefektem? – prychną. – nonsens. Ty nawet nie zasługujesz
na uczenie się w tej szkole. – sykną, aczkolwiek był bardziej uspokojony niż
ona.
- Na pewno bardziej zasługuję niż
ty! – krzyknęła. Atmosfero zrobiła się gorąca Hermiona wstała patrząc na Draco
przenikliwym spojrzeniem, naprawdę była zła w porównaniu do niego. Chciał po
prostu rozruszać atmosferę ale chyba zrobił to zbyt agresywnie.
Chciał jej już coś odpyskować gdy
do akcji wkroczył Filch. Który przywędrował po ciemnym korytarzu z lampą w
ręku.
- Co tu się wyrabia? Pobudzicie
wszystkich bachory! Tacy z was prefekci jak ze mnie myszka dla pani Noris.
Jutro dyrektor McGonagall usłyszy o waszym występku! Bachory… - krzyczał
oburzony woźny po czym od razu zeszedł schodami do swojego biura.
Obojgu opadły emocje i usiedli na
dawnych miejscach. Hermiona znów otworzył książkę. Rozbawiła ją potyczka z
Filchem chociaż powinna być wystraszona. Cicho zachichotała nie mogąc skupić się
na książce. Draco od razu to zauważył, też był rozbawiony. Również nie
wytrzymał presji i wybuchł szczerym śmiechem.
Z punktu widzenia obserwatora
jakim była kotka woźnego, pani Noris wyglądało to żałośnie. Syknęła i odeszła w
ciemności.
- Powinnaś być przestraszona. –
zauważył Malfoy.
- Tylko dlatego, że jestem kujonką?
– spojrzała na niego wymownie. Co dziwne wroga atmosfera poszła w niepamięć,
teraz wyglądało to na Male przękąsanie się przyjaciół(?!).
- Zazwyczaj gdy przyłapują cię na
czymś spuszczasz głowę i wyglądasz jak mały kotek błagający o litość. –
prychną, ale znów nabrał swojego kpiącego uśmiechu.
- Nie zawsze. Nie znasz mnie nie
oceniaj. – powiedziała też odsyłając w niepamięć swoją miłą minkę. Wstała. –
Nikt się już nie kręci możemy wracać do dormitorium. – powiedziała. – dobranoc Malfoy.
– pożegnała się bez żadnych emocji i odeszła.
- Znów się rządzisz szlamciu! –
powiedział na pożegnanie ale już zniknęła za zakrętem.
***
Ps. Nie myślcie, że to koniec ich wrogości! ;)
Wielkie dzięki za szczerość : )
OdpowiedzUsuńTwój blog też jest niczego sobie ,
na ogół lubię opowiadania więc z chęcią poczytam : ))
ridens-mooriar.blogspot.com Dominica
Koniec chyba był najlepszy. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper piszesz, uwierz. :)
OdpowiedzUsuńNiby opowiadanie, jak inne. Tematyka sławna - Dramione. No cóż, ale Twój blog jest inny. Lepszy. Dojrzalszy. Ogólnie super. To nie typowy blog o miłości między dwiema nienawidzącymi się osobami. Tutaj oni naprawdę się nienawidzą na początku, czego brakuje mi na innych blogach, a ich kłótnie, a nie "sprzeczki" są prawdziwe. Szacunek za to.
emikomidori.
Świetne , świetne i jeszcze raz ŚWIETNE! W , którym rozdziale zaczyną się przyjaźnić?
OdpowiedzUsuń~Gin~