niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 3

Drugi dzień w ukochanej szkole Hermiony. Znów wstała wcześnie rano. Postanowiła pobiegać. Robiła to często w wakacje. Czuła się w tedy jak człowiek. Co prawda była nim ale czy do końca się nim czuła? Szczególnie tu w szkole gdzie wszystko do o koła było magiczne. Czarodzieje zamiast biegać teleportowali się lub latali na mitle. A bieganie było odprężające robiło się to automatycznie nie trzeba było się tego uczyć przez książki czy kursy. Nie potrzebowała do tego proszków i innych przedmiotów.
Wyszła cicho przez sekretne wyjście na błonie. Było dość ciepło lecz wiał dość mocny wiatr, jednak to ją nie powstrzymywało. Biegała tak przez błonie, boisko i koło nowego domku Hagrida. Otaczała ją głucha cisza, tylko jej kroki i ciche raz na jakiś czas ćwierkanie ptaków. Jednak po jakimś paru minutach truchtania usłyszała inne bieganie. Przystopowała rozglądając się. W oddali zauważyła biegającego Malfoya, z jej ust wymsknęło się prychnięcie. Chyba jej nie widział – był zapatrzony w Zakazany Las.
Jego wysportowaną sylwetkę mogła zauważyć nawet z takiej odległości. Biegał w luźnym podkoszulku i krótkich spodenkach. Widać było jego umięśnione łydki, urzeźbiony brzuch i nie małe muskuły. Lecz nie tylko to zahipnotyzowało dziewczynę. Jego Mroczny Znak widać było z 150 stóp, nie dokładnie, ale wiedziała, że to on. Co dziwne nie ukrywał go tu jak przez ostatnie dwa dni.
Z transu obudził ją dziwny szelest za krzaków. Spojrzała tam gwałtownie, po czym ruszyła szybko dalej by skręcić za mór szkoły. Jeszcze jej brakowało by ją zauważył. Rano miała spokój od jego wyzwisk i nie chciała popsuć tego momentu.
- Hermiono czemu poparłaś pomysł Luny? Chciałem z tobą pójść na ten bal. – oburzył się rudowłosy na obiedzie. Faktycznie, przez wakacje stał się odważniejszy, wcześniej nigdy nie przyznał by się o zaproszeniu jej na bal… przed nią samą.
- Ron ale to bardzo ciekawy pomysł. Poza tym to, że zaprosi mnie ktoś z innego domu nie oznacza, że będę przez całą noc tylko z nim chodzić. – uśmiechnęła się do przyjaciela. A on tylko pokiwał głową.
- No, a ty? Nie będziesz zazdrosna? – zapytał ją trochę zawstydzony.
- Oczywiście, że nie. – znów się uśmiechnęła. – O! Mam nawet plan. Ja pójdę na bal z Terry, a ty zaprosisz Lunę. A po wejściu po prostu się zamienimy parami.
- Ty to jednak jesteś mądra Miona. – uśmiechną się uradowany.
- Jednak? – spojrzała na niego wymownie, ale po chwili też się uśmiechnęła.
- O czym tak rozmawiacie gołąbki? – zapytała Ginny na przywitanie.
- A tak rozmawiamy o balu. – odparła Herm.
- O świetnie. Idziecie razem? – zaciekawiła się rudowłosa patrząc na Rona.
- Nie. Na balu będzie obowiązywała zasady, że chłopcy przyjdą z dziewczynami z innego domu. – uśmiechnęła się szatynka, na co Gin posmutniała.
- To oznacza, że Harry pójdzie z kimś innym na bal. – zauważyła. Chyba Weasleyowie zazdrość mają we krwi.
- Nie przejmuj się i tak wieczór spędzi z tobą. – Granger objęła ją ramieniem, na co pokiwała głową.
- mam taką nadzieje.

Na zegarze w Pokojów Wspólnym Gryfonów wybiła 20.00. Na co Hermiona aż podskoczyła. Miała dyżur. Była trochę zła, że McGonagall dała jej najwięcej godzin czuwania. Najgorsze jest, że tylko dwie z nich wymusiła z Ronem i jedną z Luną. Reszta dyżurów przypadała z aroganckim Ślizgonem.
Dziewczyna chwyciła książkę od numerologii i ruszyła na korytarz na 5 piętro. Rozejrzała się do o koła, na początku nikogo nie zauważyła więc usiadła na parapecie. Ale nagle z wielkiej kolumny wyłoniła się blada postać ubrana na czarno.
- Jak widzę nie tylko jeden naczelny się spóźnia. – zauważył.
- Odczep się Malfoy. Nie mam ochoty na sprzeczanie się z tobą. – oznajmiła nie odrywając się od książki, którą czytała.
- Ojej ktoś ma zły humor? – zapytał  z udawanym smutkiem.
- Po prostu nie mam ochoty na wysłuchiwanie ciebie jakie to ty nieszczęśliwy, że musisz przebywać ze szlamą.
- Faktycznie, właśnie chciałem to powiedzieć. Szlamciu.
- Oj, zabolało. – nadal nie zaszczyciła go spojrzeniem. Prychną i osuną się na podłogę uważnie przyglądając się swoim dłoniom. Wiedział, że Gryfonka nawet nie miała zamiaru się z nim kłócić, co było dla niego dość irytujące, bo bardzo to lubił.
- Mogłem sobie wziąć przynajmniej ognistą. – bąknął.
- Świetny z ciebie prefekt. Zapijaczony arogant. Świetny przykład dajesz. – w końcu na niego spojrzała. Uśmiechnął się złośliwie bo udało mu się zwrócić jej uwagę, w tym momencie nawet rozmowa, a raczej kłótnia z kimś tak nie wartym jak ona było dla niego ciekawsze niż słuchanie pustej ciszy.
- I tu cię boli? Nadal jesteś zła, że McGonagall wybrała mnie na prefekta naczelnego. Jesteś bardziej zazdrosna niż ten twój rudzielec. – to ostatnie słowo wypowiedział z grymasem na twarzy.
- Nie naśmiewaj się z mich przyjaciół! A poza tym jakbyś przestał patrzeć w lustro i się podziwiać to może zauważyłbyś, że ja też jestem prefektem naczelnym! – wysyczała ze złością. – choć masz racje jestem zła, że profesor McGonagall dała taką posadę komuś kto na nią nie zasługuję!
- A no tak bo ty szlamo zasługujesz na bycie prefektem? – prychną. – nonsens. Ty nawet nie zasługujesz na uczenie się w tej szkole. – sykną, aczkolwiek był bardziej uspokojony niż ona. 
- Na pewno bardziej zasługuję niż ty! – krzyknęła. Atmosfero zrobiła się gorąca Hermiona wstała patrząc na Draco przenikliwym spojrzeniem, naprawdę była zła w porównaniu do niego. Chciał po prostu rozruszać atmosferę ale chyba zrobił to zbyt agresywnie.
Chciał jej już coś odpyskować gdy do akcji wkroczył Filch. Który przywędrował po ciemnym korytarzu z lampą w ręku.
- Co tu się wyrabia? Pobudzicie wszystkich bachory! Tacy z was prefekci jak ze mnie myszka dla pani Noris. Jutro dyrektor McGonagall usłyszy o waszym występku! Bachory… - krzyczał oburzony woźny po czym od razu zeszedł schodami do swojego biura.
Obojgu opadły emocje i usiedli na dawnych miejscach. Hermiona znów otworzył książkę. Rozbawiła ją potyczka z Filchem chociaż powinna być wystraszona. Cicho zachichotała nie mogąc skupić się na książce. Draco od razu to zauważył, też był rozbawiony. Również nie wytrzymał presji i wybuchł szczerym śmiechem.
Z punktu widzenia obserwatora jakim była kotka woźnego, pani Noris wyglądało to żałośnie. Syknęła i odeszła w ciemności.
- Powinnaś być przestraszona. – zauważył Malfoy.
- Tylko dlatego, że jestem kujonką? – spojrzała na niego wymownie. Co dziwne wroga atmosfera poszła w niepamięć, teraz wyglądało to na Male przękąsanie się przyjaciół(?!).
- Zazwyczaj gdy przyłapują cię na czymś spuszczasz głowę i wyglądasz jak mały kotek błagający o litość. – prychną, ale znów nabrał swojego kpiącego uśmiechu.
- Nie zawsze. Nie znasz mnie nie oceniaj. – powiedziała też odsyłając w niepamięć swoją miłą minkę. Wstała. – Nikt się już nie kręci możemy wracać do dormitorium. – powiedziała. – dobranoc Malfoy. – pożegnała się bez żadnych emocji i odeszła.
- Znów się rządzisz szlamciu! – powiedział na pożegnanie ale już zniknęła za zakrętem.


***                                                            

Ps. Nie myślcie, że to koniec ich wrogości! ;) 

4 komentarze:

  1. Wielkie dzięki za szczerość : )
    Twój blog też jest niczego sobie ,
    na ogół lubię opowiadania więc z chęcią poczytam : ))

    ridens-mooriar.blogspot.com Dominica

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniec chyba był najlepszy. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super piszesz, uwierz. :)
    Niby opowiadanie, jak inne. Tematyka sławna - Dramione. No cóż, ale Twój blog jest inny. Lepszy. Dojrzalszy. Ogólnie super. To nie typowy blog o miłości między dwiema nienawidzącymi się osobami. Tutaj oni naprawdę się nienawidzą na początku, czego brakuje mi na innych blogach, a ich kłótnie, a nie "sprzeczki" są prawdziwe. Szacunek za to.

    emikomidori.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne , świetne i jeszcze raz ŚWIETNE! W , którym rozdziale zaczyną się przyjaźnić?
    ~Gin~

    OdpowiedzUsuń